poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Dwa Oblicza Wszechświata

Zestawienie przemyśleń i odkryć naukowych na przestrzeni dwóch i pół tysiąca lat pozwoliło  doprowadzić do bardziej spójnego skojarzenia dotychczasowych osiągnięć naukowych w fizyce teoretycznej i astronomii. Możemy wymienić kilka znaczących zwrotów w postępie naukowym aby lepiej zrozumieć naturę Wszechświata.
1. Przemyślenia i wnioski starożytnych myślicieli opisujących naturę Wszechświata
2. Szczególna i ogólna teoria względności Einsteina
3. Piąty wymiar Kaluzy
4. Transformacja Lorentza
5. Czas i długość Plancka
6. Teoria kwantów
7. Odkrycie cząstek wirtualnych
8. Pole Higgs’a
9. Teoria super strun
10. Teoria Hiperprzestrzeni

Zacznijmy od początku.
Starożytni myśliciele nie ograniczeni osiągnięciami dzisiejszej nauki w zakresie właściwości materii, mogli dysponować większą lotnością umysłu i przekraczać bariery narzucone przez fizyczne prawa, doświadczane zmysłami. Trzech najwybitniejszych przedstawicieli szkoły eleackiej wytyczyło kierunek dążenia do prawdy ostatecznej o istnieniu Wszechświata.
Ksenofanes  (580 – 470 p.n.e) stwierdzał, że prawda ostateczna istnieje, ale człowiekowi niepodobna jej odkryć, a nawet gdyby tak się stało, to i tak jej nie rozpozna, gdyż wszystko zacierają pozory. Ksenofanes pierwszy dostrzega przeciwności między prawdą a pozorem, ale między prawdą a pozorem widzi jeszcze prawdopodobieństwo i twierdzi, że to właśnie nim należy się kierować w dochodzeniu do prawdy.
Parmenides (515 – 450 p.n.e) - prawdopodobnie uczeń Ksenofanesa – w swoim dziele „O naturze” mówi, że w rzeczywistości nie istnieją ani różnice, ani zmiany – wszystko jest jednością, albo coś istnieje, albo nie istnieje – byt jest jeden, a niebytu nie ma. Parmenides przekracza granice wyobrażeń, powszechnych i złudnych mniemań ludzi i czysto rozumowo, drogą myślenia – metodą dedukcji – dochodzi do zrozumienia istoty bytu. Twierdził, iż gdyby w rzeczach, w zjawiskach przyrody istniała różnorodność albo zmienność, oznaczałoby to, że istnieje coś co się dopiero staje, że jest bytem coś co nie jest jeszcze tą albo ową rzeczą albo coś, co może przestać nią być. Lecz przecież nie ma sensu nazywać istniejącym, czyli bytem czegoś, , czego nie ma. Istnieje tylko byt.
Byt nie ma początku, gdyż musiałby powstać z niebytu, a niebyt nie istnieje. Nie mógłby też powstać z innego bytu, gdyż istnieje tylko jeden byt. Skoro zaś byt nie ma początku, nie może tez przeminąć, gdyż stałby się niebytem, a niebytu nie ma – a zatem byt jest wieczny. Jest jednolity, ciągły i niepodzielny. Uważa on, że byt jest jeden, stały i nieruchomy, gdyż gdyby mógł się przemieszczać, oznaczałoby to, że przesuwa się na miejsce, gdzie nic jeszcze nie ma. Ale nic, czyli próżnia, nie istnieje.
Zenon z Elei (485 – 440 p.n.e) – uczeń Parmenidesa - dowodzi, że nasze pojęcie czasu i zmienności, ruchu i różnorodności jest jedynie iluzją. Wyraził to w t.zw. paradoksie dychotomi (dwudzielności): Jeśli jakiś przedmiot porusza się w kierunku celu, to najpierw musi przebyć połowę wyznaczonej drogi, potem połowę pozostałej drogi, następnie połowę owej połowy – i tak dalej w nieskończoność nie osiągając celu. Ponadto w momencie dotknięcia każdego punktu, ciało znajduje się w spoczynku. Skoro zaś, coś w każdym momencie spoczywa, to nie porusza się. Iluzją zatem jest wyobrażenie, że czas i zmienność są rzeczywiste. Drugi paradoks mówi o tym, że strzała wypuszczona z łuku w każdej z chwil nie porusza się, lecz spoczywa w przestrzeni – czyli spoczywa zawsze, A zatem ruch jest złudzeniem.
Do przytoczonych  powyżej przemyśleń trzech znakomitych filozofów starożytnej Grecji, dotyczących poznania ostatecznej prawdy o istocie Wszechświata, będziemy się odwoływać w dalszej analizie współczesnych teorii w tej dziedzinie i odkryć w zakresie cząstek elementarnych.
W tekście tym omówione zostaną niektóre poglądy panujące w nauce, które stoją w sprzeczności z ideą szczególnej i ogólnej teorii względności. Myśli Einsteina poszybowały dalej niż zdołał pojąć jego rozum, uwikłany w kanony współczesnej mu wiedzy naukowej. Po opublikowaniu obydwu teorii względności, Einstein doszedł do wniosku, że Wszechświat jest statyczny i utrzymywany w równowadze przez Stałą Kosmologiczną, niezależną od czasu i przestrzeni energię. Odkrycie Hubble’a w 1929r., iż widmo światła odległych galaktyk przesuwa się ku czerwieni, w funkcji ich odległości stało się podstawą słabo ugruntowanej teorii rozszerzania się Wszechświata. Spowodowało to jednak odstąpienie Einsteina od swojej genialnej idei statycznego Wszechświata, utrzymywanego w równowadze przez Stałą Kosmologiczną,  której zabrakło mu w dalszej pracy nad unifikacją ogólnej teorii względności, z elektromagnetyzmem i teorią kwantów. Uznał nawet dziwaczne wyjaśnienie redukcji czasu i przestrzeni w funkcji prędkości, oparte na koślawej transformacji Lorentza nie uwzględniającej piątego wymiaru – Stałej Kosmologicznej.
Do tego tematu wrócimy w dalszej części tego tekstu.

Zjawisko zmniejszania się Wszechświata i skracania czasu, w odniesieniu do obiektu będącego w ruchu, w funkcji przyrostu jego prędkości, zostało, zgodnie z teorią względności, dowiedzione i nie wymaga dalszych uzasadnień. Można w tym miejscu wyjaśnić jeszcze, że zjawisko to zachodzi w stosunku do obiektu w funkcji jego pędu, niezależnie od wielkości tego obiektu.
Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia jak to się dzieje w praktyce, że Wszechświat zmniejsza się i czas redukuje się. Wszechświat mógłby pomniejszać się tylko w dwóch przypadkach: albo wskutek ubywania elementarnych cząsteczek – kwantów materii, albo wskutek ich pomniejszania się. Innej możliwości nie ma, bowiem wszystko co ma wymiary jest materialne, a więc przestrzeń musi być i jest materialna. Nicość nie ma wymiarów, bo z definicji nie istnieje. Dotychczas nie stwierdzono by pomniejszały się lub powiększały elementarne cząstki – kwanty energii. Zarówno przestrzeń Wszechświata jak i przestrzeń wnętrza atomu stanowione są rozmiarami kwantów materii – energii, w różnych postaciach ich występowania we Wszechświecie: korpuskularnej, falowej, promieniowania itd. Nie może tu być mowy, że Kosmos zagęszcza się i dlatego zmniejsza się. Przestrzeń Wszechświata składa się z elementarnych kwantów wszystkich postaci energii, nie podlegających ani ściskaniu ani rozciąganiu. Skupianie się obłoku wodoru i helu w procesie tworzenia się gwiazdy nie pomniejsza przestrzeni Wszechświata, tak jak wybuch supernowej nie powiększa jej. Również pompowanie opony traktora nie pomniejsza Wszechświata i wypuszczanie powietrza z napompowanej opony nie powiększa go. Oczywiście należałoby tu także wyjaśnić, w jaki sposób Wszechświat z powrotem rozszerzałby się i czas wydłużałby się w stosunku do tego obiektu, gdyby zmniejszał swoją prędkość.
Logiczne wydaje się, że im większą statek rozwija prędkość tym mniejszy, materialnie, staje się Wszechświat tylko w odniesieniu do tego statku. Znaczyłoby to, że wzrastająca prędkość statku powoduje sukcesywnie narastające znikanie materii tylko w odniesieniu do niego. W przypadku zwalniania prędkości, „stracona” materia wracałaby na swoje miejsce i Wszechświat wracałby do swoich rozmiarów, w odniesieniu do zmniejszającego pęd statku.
Ażeby takie zjawisko mogło zaistnieć trzeba przyjąć założenie, że elementarne cząsteczki, czy inaczej struny, oprócz tego, że drgają z ogromną częstotliwością, to jeszcze poddane są wysokiej częstotliwości pojawiania się i znikania, podobnie jak cząstki wirtualne, tylko z tą różnicą, że cykle pojawiania się i znikania cząstek rzeczywistych są ciągłe i trwałe, w odróżnieniu od cząstek wirtualnych.
Częstotliwość  pojawiania się i znikania cząstek rzeczywistych musi być zróżnicowana w zależności od pełnionej przez daną cząstkę funkcji. Niektóre pary cząstek, o tej samej częstotliwości cykli, mogą ponadto wyróżniać się pokrywaniem się momentów ich pojawiania i znikania w każdym cyklu. Wyjaśniałoby to zdolność takich cząstek do natychmiastowego komunikowania się niezależnie od dzielącej je odległości, ponieważ znikając równocześnie w świecie energii bez czasu i bez przestrzeni (Stała Kosmologiczna), mogą wymieniać informacje bezczasowo niezależnie od tego gdzie każda z nich znajduje się w momencie ich pojawienia się (do tego tematu jeszcze wrócimy gdyż wiąże się on z nowym, trudnym do zrozumienia obszarem zjawisk). Jak na razie, odkryto doświadczalnie taką identyfikację cząstek, na podstawie ich zachowań. Trudne będzie natomiast identyfikowanie cząstek według częstotliwości ich pojawiania się i znikania. Mogą to być wielkości zbliżone do częstotliwości drgań cząsteczek ( np. obecnie szacuje się, że elektron drga z częstotliwością 10 do dwudziestej trzeciej potęgi na sekundę). Na obecnym poziomie możliwości laboratoryjnych nie jest możliwe klasyfikowanie np. elektronów mogących różnić się jednym, czy dziesięcioma cyklami, w ciągu sekundy, a tego rzędu różnice mogą być istotne w wyjaśnianiu zjawiska zmniejszania się Wszechświata w odniesieniu do obiektu poddanemu pędowi, w funkcji jego prędkości. 
Kolejne pytanie to skąd pojawiałyby się i gdzie znikałyby elementarne cząstki materii. Pani prof. Lisa Randall opisując cząstki wirtualne, stwierdza, że wygląda to tak, jakby cząsteczki te pojawiały się z próżni wypełnionej energią bez cząstek, czerpały z niej ładunek energii i znikając w próżni zabierały ze sobą tę pożyczoną energię. W opisie tym widzimy już duże ustępstwo w odniesieniu do panującego w nauce pojęcia nicości, chociaż w dalszym ciągu nie uznaje się istnienia niewykrywalnej energii z której cząstki czerpią swoje ładunki, jedynie stwierdza się, że to tylko tak wygląda. Jest to doskonale obrazujący opis, ale z założenia ograniczony tylko do zjawiska cząstek wirtualnych. A dlaczego z tego samego „zbiornika” nie mogłyby korzystać cząstki rzeczywiste. Tyle, że cykle ich pojawiania się i znikania byłyby ciągłe, trwałe i uporządkowane. Jednakże w miejsce próżni należałoby użyć tu określenia Bytu, wyczerpująco zdefiniowanego dwa i pół tysiąca lat temu przez Parmenidesa, lub obecnie, Stałej Kosmologicznej Einsteina. Ponadto w tym obrazowym wyjaśnieniu istoty cząstek wirtualnych, pominięte zostały dwie ich fundamentalne cechy, zresztą dotyczy to wszystkich innych cząstek, a mianowicie: cząstka wirtualna wnosi do Wszechświata nie tylko porcję swojej energii ale także powiększa Wszechświat o swoje rozmiary i wnosi do Wszechświata jednostkę czasu swojego istnienia. Znikając wszystko to z powrotem zabiera ze sobą. Należałoby tu odwołać się do Stałej Kosmologicznej Einsteina, co ułatwi skojarzenie zjawiska zmniejszania się czasu i przestrzeni (w odniesienie do obiektu w ruchu przyspieszonym, w funkcji jego pędu), z realną, rzeczywistą redukcją cząstek materii i czasu we Wszechświecie, wobec tego obiektu.
Człowiek, wraz z otaczającym go światem, istnieje w sferze zmiennej energii podporządkowanej reżimowi praw fizyki, a to oznacza, że również materia, z której jest, zbudowany podlega tym prawom. Tym samym nasze zmysły są odizolowane od energii wolnej od parametrów czasu, wymiarów, przestrzeni i praw fizyki. Taka forma energii jest nie wykrywalna w świecie materialnym. Nasz Wszechświat jest tworem, przejawem materialnym, nieruchomej, niepodzielnej, bezczasowej i nieskończonej energii niematerialnej, niedostępnej naszym zmysłom. Ale możemy poza zmysłowo, rozumowo określić jej istnienie, dowodem mogą być tu cząstki wirtualne, pojawiające się właśnie z tej energii, co jest prawdopodobne i nie jest sprzeczne z logiką. Drugie rozwiązanie to przyjęcie, że cząstki wirtualne pojawiają się z nikąd, co jest nieprawdopodobne i nie logiczne.   
Przyjęcie w dalszych rozważaniach istnienia bytu zdefiniowanego przez Parmenidesa, jako energii określonej przez Einsteina Stałą Kosmologiczną, pozwoli złożyć w logiczny obraz dotychczasowe wyniki badań cząstek materii. Pozwoli też wyjaśnić, zgodnie z teorią względności, zjawisko zmniejszania się lub powiększania Wszechświata w odniesieniu do obserwatora znajdującego się w układzie ruchu przyspieszonego lub spowalniającego.
Ale do tego potrzebne jest jeszcze wyjaśnienie pojęcia próżni. Co to jest próżnia? W sensie semantycznym jest to nicość, niebyt, ale także określona przestrzeń. Jest to wewnętrznie sprzeczne, coś co ma wymiary nie może być nicością, niebytem. Dlatego w fizyce i w astronomii pojęcie próżni, czy pustki, w sensie semantycznym nie ma zastosowania. Nicość, jak sama nazwa wskazuje, nie istnieje. A więc wszystko co ma wymiary musi być światem materialnym. Wynika z tego, że przestrzeń kosmiczna jest materialna. Materia może występować w formie korpuskularnej, w postaci falowej, lub energii promieniowania i wielu innych odmianach, ale nie w postaci próżni czy pustki.
Już w 1843 r. Robert Mayer stwierdził, że „z niczego nic nie powstanie” i dalej: energia może występować pod różnymi postaciami, jako ruch, ciepło, światło, jako energia elektryczna, przy czym może ona przekształcać z jednych postaci w inne. Jedno jest tylko niemożliwe: energia nie może powstać z niczego, ani też zmienić się w nic.
Każda znikająca i pojawiająca się cząsteczka kreuje czas. Ich cykle pojawiania się to jednostki momentów czasu ich zaistnienia w Kosmosie. Im więcej cząstek tym więcej czasu. Im więcej cząstek, tym wszystko dłużej trwa. Charakterystyką cząstek są wyróżniające je, uporządkowane i odmienne częstotliwości cykli.
W funkcji prędkości obiektu zmniejsza się Kosmos i skraca się czas, w odniesieniu do tego obiektu. Oznacza to, że im większą prędkość rozwija obiekt, tym więcej cykli cząstek wytraca się, tak jakby w odniesieniu do niego nie istniały. Wskutek zwiększania prędkości obiektu redukują się wobec niego momenty pojawiania się cząstek i czas tych straconych momentów ich istnienia we Wszechświecie.
Wszechświat staje się mniejszy i wszystko dzieje się w skróconym czasie. Siłą rzeczy wraz ze znikającą materią w odniesieniu do obiektu w funkcji jego prędkości muszą znikać kolejne światy, istniejące w innych wymiarach czasu. Prof. Staniukowicz wyliczył, co naukowo zostało potwierdzone, iż statek  kosmiczny, napędzany emisją światła (trzeba tu dodać, że statek kosmiczny został użyty instrumentalnie i nie statek jest tu istotą badań) mógłby rozwinąć taką prędkość, że w ciągu 65 lat jego lotu, na Ziemi minęłoby 4,5 miliona lat. W ciągu 28 lat doleciałby do galaktyki Andromedy, odległej od  nas o ok. 2,5 miliona lat świetlnych. Co to oznacza? Nic innego jak to, że część Wszechświata przestaje dla tego statku istnieć, w tym nasz ziemski świat, zanurzony w miliony razy dłuższym czasie, niż czas, w którym znajduje się statek. Oznacza to, że równolegle istnieją światy, w zależności od prędkości układów ruchu w jakich się znajdują. Gdyby statek ten zmniejszał prędkość, to czas zacząłby wobec niego wydłużać się i kolejne światy zaczęłyby istnieć i ukazywać się, tyle, że postarzone o miliony lat. W takim sensie byłby ten statek także wehikułem czasu do przyszłości, ponieważ w czasie 65 lat swojego lotu przesunął by się o cztery i pół miliona lat w przyszłość w stosunku do czasu w chwili swojego startu.                                                                              

POJĘCIE CZASU      

W teorii kwantów przyjmuje się, że Wszechświat jest skwantowany we wszystkich formach występowania materii, energii, promieniowania itd. Oznacza to, że Kosmos w całej przestrzeni jest skwantowany (porcjowany), nie jest ciągły. Tylko, że w teorii kwantów nie bierze się pod uwagę czwartego wymiaru – czasu, przypisanego oddzielnie każdej cząstce materii. Jeżeli przestrzeń składa się z kwantów energii (promieniowania, cząstek, strun, fotonów, elektronów, kwarków itd.), które tworzą swoimi rozmiarami przestrzeń, to czwartym wymiarem tej przestrzeni są wnoszone przez nie jednostki czasu, czyli momenty swoich zaistnień w świecie materii, oddzielnie, w każdym cyklu ich pojawiania się. Czas jest przypisany każdemu kwantowi, a więc siłą rzeczy musi być też skwantowany. We Wszechświecie jest tyle kwantów czasu ile kwantów energii. Każda cząstka materii, we wszystkich jej postaciach niesie z sobą cząstkę czasu. Wymiar kwantu czasu danej cząstki, to połowa cyklu jej pojawiania się i znikania, czas jej istnienia we Wszechświecie, w jednym cyklu. Oznacza to, że przestrzeń nie jest ciągła i czas nie jest ciągły. We Wszechświecie materialnym nie ma nic ciągłego. Wszystko jest skwantowane, Jedynie Stała Kosmologiczna, to energia nieskończona, jednolita, ciągła i niepodzielna.
Możemy tu wykazać, że paradoks dychotomi Zenona z Elei zawiera błąd w założeniu, gdyż przyjął on, że przestrzeń i czas są ciągłe i dlatego mógł teoretycznie dzielić je w nieskończoność. W skwantowanej przestrzeni i skwantowanym czasie, obiekt zmierzający do celu dojdzie w końcu do pojedynczego kwantu przestrzeni z przypisanym mu kwantem czasu, które już nie dzielą się i siłą rzeczy to będzie jego ostateczny  cel.                  

ŚWIADOMOŚĆ.

 Zacznijmy od „Ja”. Mówiąc „Ja” nie wiem kto to jest. Mówiąc moje serce,, moje nogi,         moje ręce, mój mózg, całe moje ciało, nie wiem czyje to jest. Jest to ktoś, kto posługuje się rękami, nogami, całym ciałem i jest to jego jak gdyby oprzyrządowanie. Można powiedzieć, że wszystko to razem stanowi „Ja”. Ale kiedy umrę, to nie ma już nikogo, kto mógłby stwierdzić moje zwłoki. Wychodzi na to, że „Ja” opuszcza człowieka wraz z życiem i zarówno życie jak i „Ja” są w superpozycji w stosunku do organizmu człowieka i z chwilą jego śmierci pozbawione jest receptorów wzroku, dotyku, węchu, słuchu i smaku. Załóżmy, że umysł jest pozbawiony tych receptorów, a więc nie doznaje czasu, przestrzeni, ruchu, światła, dotyku, smaku, węchu i dźwięku. Jest zanurzony w nieskończoności, bez początku i bez końca, bez doznań, bez punktów odniesienia, ale pozostaje mu świadomość, świadomość swojego istnienia, świadomość będąca w superpozycji wobec świata fizycznego. Ktoś może powiedzieć, ale przecież świadomość jest w mózgu, a mózg jest splątany z całym Wszechświatem. Można powiedzieć też, że mózg musi być zasilany energią, żeby mógł działać, musi w nim być stałe napięcie elektryczne itd. Owszem mózg nie jest w superpozycji, ale świadomość nie jest emitowana przez mózg, lecz jest odbierana przez aparat mózgu. W dużym uproszczeniu możemy mechanizm tej zależności porównać z telewizorem i stacją nadawczą, emitującą programy telewizyjne. Telewizor aby mógł funkcjonować musi być zasilany energią, tak jak mózg. Ale telewizor nie jest kreatorem programów, które przedstawia, lecz tylko ich przekaźnikiem, (bardziej odpowiednim przykładem mógłby tu być komputer, który jest przekaźnikiem, ale oprócz tego jest też zaprogramowany, podobnie jak ptaki, które opuszczają gniazdo z pełnym oprogramowaniem mózgu potrzebnym do samodzielnego życia. Możemy rozebrać telewizor, czy komputer do ostatniego atomu i nie znajdziemy w nim obrazów, czy dźwięków, tak jak nie znajdziemy w mózgu ani świadomości, ani życia, bowiem pochodzą one z zewnątrz, z superpozycji wobec świata materialnego.
Świadomość i życie są tą samą energią funkcjonującą w organizmach zbudowanych według programu DNA.

ZAGADKA TEORII KWANTÓW

Zagadka superpozycji cząstki (stanu odizolowania od reszty świata) reagującej na świadome jej obserwowanie polega na tym, że nie tylko cząstka znajduje się w superpozycji, ale także świadomość oddziałuje na nią z superpozycji. Kwanty energii, cała materia, kreowana jest przez tę samą energię, którą jest świadomość. W nauce energię tę nazywa się nicością. Nicość zajmuje w nauce poważną pozycję. Według teorii Wielkiego Wybuchu, Wszechświat powstał z niczego, tzn. z nicości pojawił się nieskończenie mały, bezwymiarowy punkt, który wybuchł  sobie wszechświatem. Nadawanie Wszechświatowi na tej podstawie wieku jest już następstwem błędnych założeń Wielkiego Wybuchu. Wszystkie złożone formacje materialne we Wszechświecie mają swój wiek, tzn. gwiazdy, planety, galaktyki, wszystkie organizmy żywe i wszelkie inne związki materii mają początek i koniec swojej egzystencji. Natomiast  Wszechświat w postaci Stałej Kosmologicznej jest bezczasowy i tym samym nie ma wieku. Wiek wszelkiej materii, tzn. kwantów energii jest niezwykle krótki, jest to moment zaistnienia w  jednym cyklu pojawiania się i znikania. W każdym kolejnym cyklu pojawienia się kwantu, nie jest on już tą samą cząsteczką.  
Wracając do cząstek wirtualnych, pojawiających się z nicości z ładunkiem energii, którą zabierają ze sobą wracając do nicości, należałoby zdefiniować pojęcie nicości funkcjonującej w nauce, bo poza nauką nicość nie istnieje z definicji. Nicość naukowa posiada energię. Stwierdzono to doświadczalnie odkrywając cząstki wirtualne. Jeśli przyjmiemy, że cząstki elementarne ponadto, że podlegają drganiom, to charakteryzują się jeszcze cyklicznym pojawianiem się z nicości i znikaniem w nicości, tylko w odróżnieniu od cząstek wirtualnych jest to proces ciągły i trwały, to okaże się, że cała energia i czas, wnoszone są do Wszechświata z nicości przez cząstki elementarne. Ale w tym miejscu należałoby zrezygnować z naukowego pojęcia nicości.
Parmenides pierwszy zdefiniował przed 2,5 tysiącami lat tę wypełnioną energią nicość jako „Byt” -   jedyną niezmienną rzeczywistość. W dziewiętnastym wieku Hegel nazwał tę energię absolutem. Wydedukował, że myślenie nie może być kreowane przez materialny mózg, lecz jest funkcją zewnętrzną „Absolutu” – stwierdził „myśli we mnie absolut”.
Max Planck nazwał tę energię „Rozumnym duchem”. Warto tu przytoczyć jego wypowiedź w tej sprawie. „Jestem fizykiem, a więc człowiekiem służącym całe życie nauce ścisłej, zajmującym się badaniem materii, nie można więc uznać mnie za marzyciela. A po zakończeniu moich badań  atomu powiem tyle: „Materia jako taka nie istnieje! Wszelka materia powstaje i trwa tylko za pośrednictwem siły, wprawiającej w drgania cząsteczki atomowe i sprawiającej, że tworzą one najmniejszy układ słoneczny atomu. Ponieważ jednak nie ma siły ani inteligentnej, ani wiecznej jako takiej, to musimy przyjąć, że za siłą tą stoi świadomy inteligentny duch. Duch ten jest przyczyną wszelkiej materii”. Gdyby Max Planck w swoich badaniach odkrył pojawianie się i znikanie cząstek wirtualnych, to z pewnością uznałby, że skoro mają skąd pojawiać się cząsteczki i dokąd znikać, to  musi to być ta brakująca siła (rozumny duch) i musi to dotyczyć wszystkich cząsteczek, całej materii oraz, że wszystkie cząstki cyklicznie pojawiają się i znikają, tyle, że w procesie ciągłym i trwałym, w odróżnieniu od cząstek wirtualnych.  Energia nazwana przez niego inteligentnym, rozumnym duchem byłaby wnoszona do Wszechświata przez cząsteczki elementarne, w porcjach częstotliwości cykli pojawiania się i znikania, razem z porcjami czasu ich istnienia w momencie pojawiania się. Wówczas teoria względności czasu i przestrzeni wpisałaby się w naturę zachowania cząstek .
W 1964 roku Peter Higgs postulował istnienie skalarnego pola wypełniającego Wszechświat. W nauce pole to przyjęło nazwę pola Higgs’a od nazwiska jego autora. Ponieważ pole Higgs’a ugruntowało się już w nauce, to przyjmijmy, że jest ono tożsame z wcześniejszymi nazwami tej energii, z których tylko niektóre wymienione są wyżej, i w dalszych rozważaniach będziemy się nim posługiwać.
Randall, w swojej książce „Pukając do nieba bram”, opisuje to tak: „Można powiedzieć, że ---pole Higgs’a jest nośnikiem pewnego rodzaju ładunku i umożliwia jego pojawianie się i znikanie”… i dalej: „Oddziaływania cząstek z polem Higgs’a umożliwiają powstanie szerszego zakresu mas, ponieważ każda cząstka oddziałuje z tym polem we własny, indywidualny sposób”... ”Z istnienia tej energii wynikają dające się zmierzyć konsekwencje, takie jak zwiększanie się tempa ekspansji Wszechświata. Prawda jest więc taka, że pusta przestrzeń nie jest całkiem pusta. Zawiera energię i ładunek. Nie ma w niej jedynie materii. Chociaż nie mamy pojęcia, jaką energię zawiera pole Higgs’a, wiemy, że zależy ona od wartości jaką pole to przyjmuje”.  Mamy tu zdefiniowany „Byt” Parmenidesa, tylko wyrażony  naukowymi terminami funkcjonującymi w fizyce. Tyle, że niematerialna pustka według prof. Randall jest przestrzenią, zlokalizowaną we Wszechświecie, która siłą rzeczy ma wymiary. Nieporozumienie polega na tym, że wszystko to co ma wymiary jest materialne. Nicość nie istnieje i tym samym nie ma wymiarów. 
Problem tkwi w tym, że uczeni lokalizują pole Higgs’a w przestrzeni Kosmosu i oczekują, że będzie ono kreować cząstki z ich masą. To wszystko co znajduje się we Wszechświecie jest już wykreowane. Może tylko zmieniać postać występowania, według praw fizyki. Badając materię, poddając ją eksperymentom w Wielkim Zderzaczu Hadronów,  możemy poszerzać wiedzę o już wykreowanej materii, ale nie dowiemy się nic o źródle jej pochodzenia. Rzekome odkrycie bozonu Higgs’a polega na tym, że wskutek nadania protonowi ogromnego pędu, nastąpił duży przyrost jego energii, która w momencie zderzenia z drugim protonem, musiała znaleźć ujście. Twierdzi się, że z tego przyrostu energii, w wyniku zderzenia, powstał bozon Higgs’a, którego istnienie było zbyt krótkie by można uchwycić ten moment, a jego zaistnienie można wywnioskować na podstawie produktów zsumowanej materii, powstałej z jego natychmiastowego rozpadu. To nie jest żaden dowód, tylko prawdopodobieństwo, zaistnienia nowej cząstki – bozonu Higgs’a. 
Przypomnijmy w tym miejscu stwierdzenie Ksenofanesa: „Prawda ostateczna istnieje, ale człowiekowi niepodobna jej odkryć, a nawet gdyby tak się stało, to i tak jej nie rozpozna, gdyż  wszystko zacierają pozory.”
Otóż uczeni już otworzyli drzwi do prawdy ostatecznej, ale nie rozpoznali jej. Można przytoczyć wiele dowodów na to. Ale to co znajduje się za tymi drzwiami uświadomi nam, że właściwie nie wiele wiemy i ustawi nas na początku nowej drogi do zdobywania wiedzy.
Jest to droga do obszarów niepojętej dla nas rzeczywistości. Przyjmując, że w superpozycji do świata materialnego, istnieje pole Higgs”a,  z którego cyklicznie pojawiają się i znikają cząsteczki, wnosząc do Wszechświata w cyklu swojego pojawienia się, ładunek energii, kwant przestrzeni i kwant czasu, musimy przyjąć, że w cyklu zniknięcia w polu Higgs’a przestają istnieć jako cząstki i wnoszą do tego pola jedynie  informację o swoich parametrach, działających na nie siłach i o pełnionej w świecie materii funkcji oraz  pamięć o swojej lokalizacji we Wszechświecie. W momencie pojawienia się wracają, na nowo wyposażone we właściwości i zdolności do pełnienia swojej funkcji w określonej lokalizacji, według wcześniej wniesionej do pola Higgs’a informacji. Można założyć, że pole Higgs’a kreuje podstawowe, bez masowe cząstki materii, które podlegają prawom fizyki. W tyglu praw fizyki, np. we wnętrzu supernowej, bez masowe cząsteczki tracą prędkość „C”  i w tej sytuacji, w cyklu zniknięcia wnoszą do pola Higgs’a, informację o utracie swoich właściwości (utracie prędkości) i zmianach w pełnionej funkcji (przyroście energii). W cyklu pojawienia się cząsteczka wyposażona już jest, zgodnie z wniesionymi informacjami, w właściwości adekwatne do jej zmienionej funkcji, np. w miejsce utraconej prędkości i przyroście energii, posiada masę i grawitację. W eksperymencie zderzania protonów w LHC, niezależnie od przyrostu energii, osiąganej przez nie wraz z przyrostem ich pędu, niezmiennie podlegają one cyklowi pojawiania się i znikania. W chwili zderzenia, w następującym po nim cyklu zniknięcia, wnoszą do pola Higgs’a informację o swoim przyroście energii, która w polu Higgs’a bilansowana jest przyrostem ilości występujących we Wszechświecie cząstek, w miejsce energii nadanej protonowi w postaci pędu. Wynika z tego, że efekt eksperymentu w LHC wszedł w interakcję z polem Higgs’a, które wykreowało normalnie występujące we Wszechświecie cząstki, w ilości odpowiadającej ładunkowi energii, która powstała w wyniku zderzenia protonów. Ewentualne niedokładności w nowo powstałych cząstkach korygowane są przez cząstki wirtualne, natychmiast kontaktujące się z nimi, które zabierają od nich lub oddają im część swojej energii. Ale nie jest to nic niezwykłego. Każda zmiana, każdy ruch we Wszechświecie może zachodzić jedynie w wyniku interakcji z polem Higgs’a. A więc ruch to zmiana miejsca w kolejnych cyklach pojawiania się i znikania kwantów energii (materii) we Wszechświecie, powodowana działającymi na nie siłami, o określonych wektorach mocy i kierunku. W przypadku narastającej siły nadającej cząstce przyrost prędkości, jej pojawianie się musi następować w zwiększających się odstępach. Te odstępy to okresy jej nieistnienia we Wszechświecie, ale w tych odstępach istnieje materia nie poddana przyspieszonemu ruchowi, tylko, że dla cząstki w ruchu przyspieszonym jej nie ma, ponieważ cząstka w cyklu zniknięcia przestaje również istnieć, a jej ponowne pojawienie się następuje według wniesionych informacji do pola higgs’a, w miejscu adekwatnym do działającej na nią siły, czyli w zwiększonym odstępie. W pierwszej kolejności pomijane są cząsteczki o największej częstotliwości cykli pojawiania się i znikania, różniące się właściwościami pełnionych funkcji we Wszechświecie, np. fotony wypełniające przestrzeń Kosmosu muszą różnić się cechą odrębności źródła pochodzenia ich emitowania, co sprawia, że możemy obserwować z każdego miejsca we Wszechświecie poszczególne gwiazdy, galaktyki i wszelkie inne źródła światła. Podobnie jak wśród emisji fal miliardów telefonów komórkowych, możemy dowolnie wybrać konkretnego odbiorcę lub nadawcę konkretnej emisji fal. Gdyby nie było takiego zróżnicowania np. wśród fotonów w zależności od źródła ich pochodzenia, to widzielibyśmy jedynie mniejszą lub większą jasność wypełniającą przestrzeń Kosmosu. W funkcji prędkości,  pomijanie cykli pojawiania się i znikania,(np. wyróżniających się konkretną cechą fotonów), zachodzi w skali całego Wszechświata, włącznie z przestrzenią wewnątrz atomu, co powoduje zmniejszanie się zarówno przestrzeni jak i obiektów materialnych, włącznie z mknącym obiektem, wobec którego zjawisko to występuje.     
W dalszych rozważaniach tego tematu trzeba jednak zrezygnować z posługiwania się terminem „pole Higgs’a”, gdyż pojęcie pola związane jest z parametrami przestrzeni i siłą rzeczy musiałoby występować w już wykreowanym świecie, a nie być kreatorem cząstek. Wrócimy w tym miejscu do Stałej Kosmologicznej Einsteina, która nie jest zależna od czasu i przestrzeni, a więc jest piątym wymiarem, w superpozycji do Wszechświata.  
Cofnijmy się do lat narodzin szczególnej teorii względności i pracy Einsteina nad rozwinięciem jej o siły przyspieszenia i grawitacji. Kiedy Einstein rozmawiał z Maxem Planckiem o swoich zamiarach rozszerzenia teorii względności o siły przyspieszenia i grawitacji, ten odradzał mu, gdyż to się nie uda, ale jeśli się uda to będziesz drugim Kopernikiem. Udało się i w 1915r. Einstein stał się Kopernikiem czterowymiarowego Wszechświata. Resztę życia poświecił na poszukiwaniu unifikacji teorii względności z pozostałymi siłami występującymi w przyrodzie, szczególnie z teorią elektromagnetyzmu Maxwella i teorią kwantów, bez powodzenia. Chociaż, w 1921r. rozwiązanie tego problemu podsunął mu Teodor Kaluza, matematyk z Królewca, polskiego pochodzenia. Michio Kaku,  profesor fizyki teoretycznej, wybitny popularyzator nauki, w swojej książce „Kosmos Einsteina” przedstawia to tak: „Kaluza rozpoczął swój wywód takiego przeformułowania einsteinowskiej ogólnej teorii względności, aby wyrazić ją w pięciu wymiarach (cztery wymiary przestrzenne i jeden czasowy). Nie wymagało to żadnej pracy, bo równania Einsteina można było łatwo przekształcić ze względu na dowolny wymiar. Następnie w kilku linijkach Kaluza wykazał, że jeżeli piąty wymiar oddzieli się od czterech pozostałych, to otrzyma się równanie Einsteina wraz z równaniem Maxwella. Innymi słowy równania Maxwella mogą być zredukowane do fal wędrujących w piątym wymiarze. Albo inaczej – teoria Maxwella była już zawarta w teorii Einsteina, jeśli tylko teorię względności rozszerzyłoby się do pięciu wymiarów.”
Einstein zachwycony był trafnością i spójnością rozszerzenia ogólnej teorii względności o piąty wymiar Kaluzy. Porzucił jednak ideę piątego wymiaru ze względu na brak dowodu jego istnienia, mimo, że w 1926r. szwedzki matematyk Oskar Klein stwierdził, że piąty wymiar jest zwinięty w tak małą kuleczkę, że jest ona nie widoczna nawet w warunkach laboratoryjnych. Do dzisiaj nie znaleziono w znanym Wszechświecie dodatkowych wymiarów, chociaż w matematycznych teoriach fizyki ich istnienie (np. w teorii strun dziesięć wymiarów - dziewięć przestrzennych i jeden czasowy), pozwala spójnie powiązać wiele sprzeczności w dotychczasowych badaniach.
Otóż piąty wymiar Kaluzy rozwiązuje wielość dodatkowych wymiarów za jednym zamachem, gdy, do czterowymiarowego obrazu Wszechświata odkrytego przez Einsteina, dodamy piąty brakujący element - bezwymiarowy, a tym samym o nieskończonych wymiarach, bezczasowy, niepodzielny i nieruchomy świat energii – drugie oblicze Wszechświata, nie uchwytne w świecie materii. Jego istnienie przytaczane jest często przez naukowców , tyle że najczęściej nazywa się go nicością lub polem Higgs’a. Wyżej podano  opis tego pola przedstawiony przez prof. Randall.
Wspomina się tam, że pole Higgs’a jest nośnikiem pewnego rodzaju ładunku i umożliwia jego pojawianie się i znikanie, i dalej , oddziaływania cząstek z polem Higgs’a umożliwiają powstanie szerszego zakresu mas, ponieważ każda cząstka oddziałuje z tym polem we własny indywidualny sposób.
Rzecz w tym, że pole to jest lokalizowane w realnym, już wykreowanym Wszechświecie, poddanym prawom fizyki. Natomiast nicość o tyle jest bardziej trafna, że jest poza istniejącym Wszechświatem i nie obowiązują w niej prawa fizyki, lecz niestety, jak sama nazwa wskazuje, nie istnieje. Drugie oblicze Wszechświata Kaluzy jest nierozerwalną jednością ze światem materii, ale w superpozycji do niej. Jest to świat przetwarzania informacji i sprawczej energii. Można powiedzieć, że Kaluza jest trzecim Kopernikiem, który uzupełnił Wszechświat o piąty element – bezwymiarową i bezczasową super energię, z której, w ciągłej interakcji pojawiają się cyklicznie kwanty wszystkich form materii, wnosząc do Wszechświata kwant energii, przestrzeni, czasu i właściwości fizycznych materii. Można zadać tu sobie pytanie dlaczego Einstein nie skojarzył sobie swojej Stałej Kosmologicznej, niezależnej od czasu i przestrzeni, z piątym wymiarem. W dalszych rozważaniach, dla uproszczenia pojęcia piątego wymiaru, będziemy jednak posługiwać się skrótem Stałej Kosmologicznej Einsteina „SK”.
Kiedy czytałem książkę „Nowe oblicze natury” Eddinktona, wydanej w 1934r., w której autor wyjaśniając zjawisko redukcji przestrzeni i czasu zachodzącej, według szczególnej teorii względności, w odniesieniu do lecącego obiektu, w funkcji jego prędkości, posługiwał się  teorią transformacji Lorentza, według której redukcja czasu i przestrzeni następuje liniowo w kierunku lotu rakiety, to uznałem, że w tamtych czasach było to jedyne wytłumaczenie tego zjawiska, zachodzącego, zgodnie ze szczególną teorią względności.
Byłem bardzo zdziwiony, czytając książkę „Hiperprzestrzeń” Michio Kaku, wydanej w 2012r., ponieważ okazało się, że od czasu Eddingtona, nic nie zmieniło się w wyjaśnianiu redukcji przestrzeni i czasu zachodzące według szczególnej teorii względności. W dalszym ciągu redukcja przestrzeni i czasu w odniesieniu do lecącego obiektu jest jednowymiarowa, zgodnie z teorią transformacji Lorentza. Byłoby to możliwe jedynie wówczas gdyby czas i przestrzeń były ciągłe, ale byłoby to i tak dziwaczne.  Natomiast jest to niemożliwe w skwantowanej przestrzeni i skwantowanym czasie.
Według teorii transformacji Lorentza skracaniu podlega tylko obiekt w ruchu, w funkcji jego prędkości oraz przestrzeń po jego bokach. Oznacza to, że przestrzeń przed rakietą nie podlega transformacji Lorentza i nie skraca się oraz tak samo, przestrzeń za rakietą nie jest skrócona. Samo zjawisko spłaszczenia się rakiety w kierunku lotu musiałoby nastąpić wskutek spłaszczenia się atomów z których składa się rakieta i jej załoga.
Jestem przekonany, iż rozszerzenie równania transformacji Lorentza o dodatkowy wymiar dostosuje jego wynik do czterowymiarowego Wszechświata. Wówczas czas i przestrzeń nie będą się zmniejszały jednowymiarowo, liniowo, w stosunku do obiektu, w funkcji jego prędkości, zgodnie z kierunkiem jego lotu, ale cała przestrzeń  Wszechświata i automatycznie czas związany z kwantami przestrzeni, będą redukowały się wobec tego obiektu. Również przestrzeń wnętrza atomów, z których między innymi składa się rakieta, będzie zmniejszała się, co spowoduje, że rakieta z załogą nie będzie spłaszczać się jak naleśnik, tylko w całości będzie pomniejszać się. Ponieważ wszelkie przemiany materii w świecie fizycznym, w tym ruch, odbywają się w piątym wymiarze Kaluzy, to brak tego wymiaru w matematycznych równaniach Lorentza, powoduje że jego transformacja jest liniowa, a nie przestrzenna. 
Mechanizm redukcji przestrzeni i czasu w odniesieniu do obiektu w ruchu przyspieszonym, w funkcji jego prędkości, został już wspomniany wcześniej w tym tekście, ale należałoby w tym miejscu rozszerzyć ten temat.
Otóż  problem tkwi w tym, iż nikomu nie przychodzi do głowy myśl, że materii
może ubywać lub przybywać w odniesieniu do obiektu będącego w ruchu przyspieszonym lub spowalniającym, a ponieważ według teorii względności, zjawisko redukcji przestrzeni i czasu jest nie podważalne, to nie pozostaje nic innego, jeśli nie uwzględni się piątego wymiaru, jak spłaszczenie, zgniecenie, materii liniowo w kierunku lotu obiektu, mimo, że w teorii względności mówi się o przestrzeni, a nie jedynie o skracaniu (spłaszczaniu) się lecącego obiektu.

Fakt, że do dzisiaj nie zostało wyjaśnione zjawisko redukcji przestrzeni i czasu, według teorii względności, nie dawał mi spokoju. W moim przypadku, z uwagi na brak dostatecznych umiejętności matematycznych, rozwiązania tego problemu mogłem szukać jedynie w modelu rysunkowym, wzorując się na Richardzie Feynmanie, który swoje odkrycia potrafił wyrazić rysunkowo. Ale do tego niezbędne jest wcześniejsze wyjaśnienie, iż długość fali światła nie może zależeć od ruchu źródła światła, lecz od energii jaką niesie foton. Twierdzenie, iż Wszechświat rozszerza się, na podstawie zastosowania efektu Dopplera do zmiany częstotliwości elektromagnetycznych fal światła, jest niczym nie potwierdzonym nadużyciem. Efekt Dopplera ma zastosowanie jedynie do fal przenoszonych przez ośrodek, w którym fale te rozchodzą się. Może to być powietrze woda i wszelka materia która przeniesie fale akustyczne. Natomiast w przestrzeni kosmicznej nie ma takiego ośrodka, który mógłby przenieść fale dźwiękowe i dlatego dźwięk nie rozchodzi się w przestrzeni kosmicznej i również dlatego nie ma tam możliwości zastosowania efektu Dopplera. Z jednej strony naukowcy stosują efekt Dopplera do zmiany częstotliwości fal elektromagnetycznych, z drugiej strony nie są w stanie odpowiedzieć w jaki sposób rozchodzą się fale światła. W 1926 roku Oskar Klein zasugerował, że fale elektromagnetyczne są małymi falkami poruszającymi się wzdłuż piątego wymiaru i chociaż był najbliższy prawdy, to jego koncepcja została odrzucona, mimo, że w badaniach elementarnych cząstek materii, często natrafiają na przeszkody braku dodatkowego wymiaru.                                                                                                                 

Teoria rozszerzania się Wszechświata, wydedukowana na podstawie zaobserwowanego przez Hubbl’a zjawiska, iż widmo światła odległych galaktyk przesuwa się ku czerwieni, w funkcji ich odległości, jest zbyt słabo ugruntowana. Po pierwsze, w teorii tej zakłada się, że światło z tych odległych galaktyk leci do nas miliardy lat świetlnych przez krystalicznie czystą przestrzeń Kosmosu, albo co gorsze , przez próżnię, a w praktyce  widzimy, że nieznaczne pogrubienie cieniuteńkiej warstewki atmosfery ziemskiej, wskutek przechodzenia przez nią promieni słonecznych pod kątem, nad horyzontem Ziemi, sprawia, że widmo światła przesuwa się znacznie ku czerwieni. Po drugie nie zaobserwowano np. ażeby światło galaktyk ustawionych do nas prostopadle różniło się jasnością na brzegu obrotu galaktyki ku nam, w odróżnieniu od światła na brzegu obrotu w przeciwnym kierunku. Dzieje się tak dlatego, że do prędkości światła nie można dodać prędkości emitującego światła ciała zbliżającego się ku obserwatorowi, ani odjąć jego prędkości, gdyby oddalało się od obserwatora. Wiadomo, iż jasność światła zależy od długości fali elektromagnetycznej niosące światło. Przechodzenie widma światła ku czerwieni powodowane jest wydłużeniem się fali światła z jednoczesnym zmniejszeniem się jej częstotliwości. Ponieważ prędkość światła jest stała, jeśli nie natrafia na przeszkody, to zmniejszenie częstotliwości fali powoduje jej wydłużenie. Natomiast częstotliwość fali zależna jest od wielkości energii jaką niesie foton. Wniosek jest taki: Foton o mniejszej energii ma mniejszą częstotliwość, ale jego prędkość nie zmienia się, co powoduje, że pojawia się on w większych odstępach. W momencie znikania foton przestaje istnieć i tym samym przestrzeń Wszechświata wypełniająca te odstępy również dla niego nie istnieje. Natomiast obserwator nie poddany prędkości światła widzi nie tylko pojawiający się foton, ale również przestrzeń wypełniającą te odstępy. Sprawia to, że światło jest pochłaniane przez materię widzianą przez obserwatora w przestrzeniach odstępów pojawiania się fotonu. Można to przyrównać do oświetlenia ulicy, w przypadku światła o dużej częstotliwości, latarnie byłyby rozmieszczone w odległości co 20 metrów, a o małej częstotliwości co 50 metrów. Można tu jeszcze przytoczyć przykład emitowania światła przez rozpalony do białości kawał wolframu. Emitowane przez niego fotony niosą ogromną energię, co jest przyczyną wysokiego poziomu częstotliwości jego pojawiania się i znikania, sprawia to, iż natężenie światła jest wysokie. W miarę stygnięcia wolframu widmo emitowanego przez niego światła przesuwa się ku czerwieni, ponieważ emitowane przez niego fotony niosą mniejszą energię i tym samym ich częstotliwość pojawiania się i znikania maleje, co przy jego stałej prędkości „C” objawia się wydłużeniem fali. Zmiana długości fali światła nie następuje wskutek oddalania się jego źródła emitowania, lecz wskutek utraty energii fotonu, w funkcji wielkości pokonywanej przez niego przestrzeni Kosmosu, w ciągłej interakcji z ta przestrzenią. Można zrobić prosty eksperyment ustawiając dwa reflektory o tej samej jasności światła, jeden w odległości 10 metrów od obserwatora, drugi w odległości 300 metrów od obserwatora. Obserwator i obydwa reflektory pozostają bez ruchu względem siebie. Zobaczymy wówczas jaśniejsze światło emitowane przez bliższy reflektor i ciemniejsze światło emitowane przez odleglejszy reflektor. Fotony z odleglejszego reflektora pokonują dłuższą drogę do obserwatora, wytracając energię w interakcji z przestrzenią wypełnioną powietrzem. Ich energia maleje i tym samym wydłuża się ich fala. Przestrzeń Kosmosu nie jest wypełniona powietrzem, ale nie jest też pusta, dlatego utrata energii fotonów z odległych galaktyk następuje w funkcji znacznie większych odległości, liczonych w milionach i miliardach lat świetlnych. Oczywiście, tylko w naszych obserwacjach są to miliardy lat świetlnych. Dla fotonu będzie to znikomy czas, ponieważ redukuje on postępująco przestrzeń i czas, w każdym cyklu pomniejszony już w poprzednich cyklach. Ale nawet ta przestrzeń, określona stosunkowo znikomym czasem rzeczywistego lotu  fotonu, powoduje utratę jego energii i wydłużenie fali. W naszych obserwacjach fotony ze Słońca lecą do nas nie miliardy lat, ale tylko ok. 8 minut. Dla fotonu mogą to być sekundy, a mimo tego tracą energię w drodze do Ziemi i ich fala musi wydłużać się. Nie trzeba być fizykiem, żeby zdać sobie sprawę z tego, że żaden foton nie byłby w stanie utrzymać swojej energii, pokonując nieprzerwanie rzeczywistą przestrzeń miliardów lat świetlnych.

Któregoś dnia obudziłem się wcześnie rano z myślą o rysunkowym przedstawieniu redukcji czasu i przestrzeni, wykorzystując fotony o różnej częstotliwości fali.

W rysunku obrazującym redukcje przestrzeni i czasu w odniesieniu do obiektu w ruchu, w funkcji jego prędkości, użyty został parametr czasu jako wyznacznik przestrzeni, bowiem zgodnie ze szczególną teorią względności, w miarę wzrostu prędkości obiektu, przestrzeń zmienia się w stosunku do niego w czas i odwrotnie. Unifikacja przestrzeni i czasu została potwierdzona matematycznie przez Hermanna Minkowskiego, byłego profesora Einsteina  z czasów jego studiów. Jednakże do dzisiaj nikt nie wyjaśnił dlaczego tak się dzieje, bowiem nie jest to możliwe w czterowymiarowym Wszechświecie. Rysunek przedstawia mechanizm redukcji przestrzeni i czasu w pięciowymiarowym Wszechświecie. Wcześniej w tym tekście zostało wyjaśnione, że przestrzeń Wszechświata , to suma rozmiarów kwantów energii, podlegających cyklicznemu pojawianiu się i znikaniu w SK. Każdy kwant pojawiając się wnosi do Wszechświata kwant czasu swojego istnienia, oddzielnie w każdym cyklu. Na rysunku pokazane są miejsca jego pojawień się i tworząca się wokół niego przestrzeń oraz obszary jego zniknięć. Ponieważ foton stoi w miejscu nieruchomo w każdym cyklu pojawienia się, to im dłużej stoi (im mniejsza jest jego częstotliwość), tym więcej pojawia się cząstek tworzących przestrzeń wokół niego (w ten sposób czas jest równoznaczny z przestrzenią).


Opis rysunku: W przedstawionym fragmencie przestrzeni, obserwator stoi w miejscu w odniesieniu do fotonu. Widzi on zarówno pojawiający się foton, jak i odstępy między jego pojawianiem się i znikaniem. Foton w momencie zniknięcia przestaje istnieć i nie istnieje dla niego odstęp między jego pojawieniem się i zniknięciem, przez co jego przestrzeń Wszechświata jest pomniejszona o czas odstępów jego zniknięć.
Prędkość fotonu, zarówno o wyższej częstotliwości, jak i fotonu o niższej częstotliwości, jest taka sama (300tys.km/sek.), dlatego w tym samym czasie pokonały taką samą odległość, niezależnie od ich częstotliwości, wskutek czego Wszechświat dla obydwu fotonów pomniejszył się tak samo. Natomiast dla obserwatora Foton 1, o większej częstotliwości, pojawiał się więcej razy od fotonu 2 o mniejszej częstotliwości, na tym samym odcinku drogi, w tym samym czasie. Dlatego, w odniesieniu do obserwatora, fotony (fale) o większej częstotliwości pojawiają się częściej i dają więcej światła, niż fotony (fale) o mniejszej częstotliwości, pojawiają się rzadziej i dają mniej światła. Trzeba tu jeszcze wyjaśnić, że zjawisko to nie zachodzi liniowo, jak ze względów technicznych przedstawiono na rysunku, lecz przestrzennie. Oznacza to, że w czasie zniknięcia fotonu, przestają dla niego istnieć kwanty energii, które pojawiły się w całym Wszechświecie, włącznie z wnętrzem atomów, w okresie jego nie istnienia. Należy tu wyjaśnić co oznacza termin "wnętrze atomu". Otóż termin "wnętrze atomu" różni się od terminu "wnętrze układu słonecznego" jedynie skalą wielkości. Zarówno wnętrze układu słonecznego jak i atomu, wypełnia przestrzeń Kosmosu. Tak samo jak układ słoneczny, atom nie posiada żadnej osłony, ani błonki, która oddzielałaby przestrzeń między elektronami a jadrem, od przestrzeni Kosmosu. A więc, jeśli przestrzeń redukuje się w stosunku do obiektu, w funkcji jego prędkości, to dotyczy to również przestrzeni między Słońcem a planetami oraz między jądrem a elektronami atomu. W ten sposób zmniejsza się wobec niego cały Wszechświat. W każdym cyklu powtarza się to zjawisko, ale za każdym razem, w pomniejszonym w poprzednim cyklu, Wszechświecie.
Według szczególnej teorii względności zasada zmniejszania się lub powiększania czasu  i przestrzeni w odniesieniu do każdego obiektu w ruchu, w funkcji jego prędkości, jest taka sama, gdyż każdy obiekt zwiększając prędkość, zwiększa odstępy między pojawieniami się i zniknięciami w SK, wszystkich swoich cząstek składowych. Dla cząstek te rosnące odstępy to cykl ich nieistnienia w postaci fizycznej w SK, co sprawia, że obszary czterowymiarowej przestrzeni tych odstępów, dla nich nie istnieją i tym samym czas i przestrzeń dla całego obiektu w ruchu przyspieszonym, redukuje się.
W trakcie rysowania schematu redukcji czasu i przestrzeni w funkcji prędkości, według teorii względności, wyłoniło się kilka uwarunkowań tego zjawiska.

 

Po pierwsze rysunek przedstawia teorię redukcji czasu i przestrzeni w funkcji prędkości, opartą na zasadach geometrycznych z zachowaniem idealnej symetrii prędkości z czasem i przestrzenią. Obrazu  Wszechświata opartego na geometrii i symetrii, poszukiwał Einstein ale brakowało mu nowego podejścia do opisu takiego Wszechświata. Wyraził to w zdaniu: „Jestem przekonany, że aby uzyskać jakiś istotny postęp, trzeba znów wyszpiegować w naturze jakąś ogólną zasadę.” Tą zasadą jest postulowana i zaniechana przez Einsteina Stała Kosmologiczna, energia niezależna od przestrzeni i czasu w piątym wymiarze. Właśnie dlatego jest niewykrywalna w czterowymiarowym Wszechświecie, że jest w piątym wymiarze. Poszukiwanie piątego wymiaru w czterowymiarowym Wszechświecie jest nieporozumieniem, przy czym określenie „Piąty Wymiar” jest pojęciem umownym odnoszącym się do bezwymiarowej, nieskończonej i bezczasowej energii, zdefiniowanej przez Parmenidesa jako Byt nieskończony, jednolity, niepodzielny i nieruchomy. Można sobie wyobrazić, że czterowymiarowy Wszechświat jest zanurzony w energii bezwymiarowej,  nieskończonej „Hiperprzestrzeni”, nie poznawalnej dla naszych zmysłów, osadzonych i zamkniętych w czterech wymiarach.     

Po drugie parametry przestrzeni nie istnieją dla fotonu, ponieważ foton w miejscu pojawienia się stoi, nie porusza się. Zaś odstępy między jego pojawieniami są jego stanem fizycznego niebytu w piątym wymiarze, energii bez czasu i przestrzeni, Stałej Kosmologicznej, do której wnosi jedynie informacje o swoich parametrach funkcjonowania w świecie fizycznym. Natomiast czas jego istnienia, w momencie pojawienia się w czterowymiarowym Wszechświecie jest dla niego miarą otaczającej go przestrzeni. Im dłużej stoi, tym większa otacza go przestrzeń, tzn. przestrzeń wokół niego jest kreowana rozmiarami pojawiających się kwantów energii (materii) w Wszechświecie, w czasie jego trwania w świecie fizycznym. Zachodzi tu unifikacja czasu i przestrzeni.

Po trzecie redukcja czasu i przestrzeni może zaistnieć jedynie we Wszechświecie statycznym,  utrzymywanym w równowadze przez Stałą Kosmologiczną Einsteina. W przedstawionym modelu statycznego Wszechświata , nieruchome fotony są przykładem zachowania się wszystkich cząstek  występujących w Kosmosie. W tym kontekście rysunek ten wyraża model pięciowymiarowego Wszechświata, znaczy to, że czas wyraża dla fotonu także trzy wymiarową przestrzeń, a odstępy między jego pojawieniami się są dla fotonu piątym wymiarem, w którym znika.

Po czwarte ustalenie zasady znikania cząstek we Wszechświecie wobec fotonu, w czasie odstępów jego pojawiania się, wymaga odrębnego opracowania przez specjalistów fizyki cząstek elementarnych, w zakresie ich właściwości i symetrii oraz specjalistów z dziedziny mechaniki kwantowej. Chodzi o to, że wymiar czasu fotonu obowiązuje tylko wobec obiektów poruszających się z prędkością „C”. Czas wszystkich innych obiektów jest zróżnicowany w zależności od prędkości z jaką poruszają się i może być rozbieżny z czasem fotonu w okresie jego niebytu w piątym wymiarze. Z kolei zasada splątania cząstek, tzn. wzajemnego reagowanie na siebie, niezależnie od dzielącej je odległości w Kosmosie wskazuje na to, że wszystkie cząstki w Kosmosie, kowerientne z cząstkami pominiętymi przez foton, w czasie odstępów swojego pojawiania się, znikną razem z tymi pominiętymi. Może to być zgodne z twierdzeniem Einsteina, że transformacja Lorentza dotyczy jedynie przestrzeni i nie obejmuje atomów.  Wydaje się to jednak niemożliwe by czas wszystkich cząstek o mniejszej prędkości nie pokrywał się, przynajmniej w jakimś ograniczonym zakresie, z czasem niebytu fotonu w SK.

      

Wszelki ruch i zmiany w świecie materii są pozorne, podobnie jak w kinie widzimy ruch i  przestrzeń, a tak naprawdę ukazują się nam nieruchome obrazy na płaskim ekranie. Na takiej zasadzie widzimy ruch w realnym świecie. Wszechświat jest nieruchomy. Wszelki ruch i zmiany zachodzą w Stałej Kosmologicznej – w piątym wymiarze. Oskar Klein twierdził, że światło przelatuje po powierzchni piątego wymiaru. Dotyczy to nie tylko światła ale wszelkiej materii we Wszechświecie. Jak wyżej wspomnieliśmy cząsteczki podlegają cyklicznemu pojawianiu się i znikaniu w SK. Ponieważ SK jest bezpostaciową, bezczasową i nieskończoną energią, cząsteczka w chwili zniknięcia w SK przestaje istnieć jako cząstka, traci właściwości fizyczne, ale wnosi do SK informacje.
Cząstka musi przekazywać w momencie znikania mnóstwo informacji o swoich właściwościach, charakterystyce i działających na nią siłach, np. o miejscu swojego występowania, o złożoności ruchu, jakiemu jest poddana, o swojej temperaturze, o swoim ładunku, o swojej masie, o swojej funkcji, jaką pełni we Wszechświecie i wielu innych. Informacja o samym ruchu jest bardzo złożona, np. cząstka w monolicie skały musi przekazać informację o niezmienności swojego miejsca w skale, o ruchu obrotowym ziemi wokół swojej osi, jaki wykonuje razem ze skałą, o ruchu ziemi wokół Słońca, o ruchu całego układu słonecznego wokół galaktyki i wreszcie ruchu galaktyki jakiemu poddana jest w Kosmosie. Jak skomplikowana musi być informacja cząstki w tłoku pracującego silnika, która oprócz wszystkich informacji o ruchu, jakie przekazuje cząstka w skale, musi przekazać informacje o zmianach temperatury, ruchu tłoka w cylindrze, ruchu jazdy samochodu, podskokach, skrętach, hamowaniu itd. W przypadku kuli wystrzelonej z karabinu, informacje przekazywane do SK o siłach integrujących cząstki w kuli oraz sile jej pędu, powodują, że kula przechodzi przez materiały, w których siła integracji ich cząstek składowych jest mniejsza od siły integrującej kształt kuli i mniejsza od siły pędu kuli. Wówczas, cząsteczki zintegrowane w kuli, zgodnie z przekazaną informacją do SK, pojawiają się we wnętrzu słabszej przeszkody, rozpychając jej cząstki składowe. Gdy kula trafia w stalową płytę, w której siły integrujące cząstki są większe niż siły integrujące kulę, to wówczas siła pędu kuli zostaje zużyta do pokonania kształtu kuli w stopniu ograniczonym wielkością siły jej pędu. Wszelki ruch, w którym i my uczestniczymy spowodowany jest efektem znikania cząstek w SK i ich pojawiania w innym miejscu zgodnie z działającymi na nie siłami w świecie fizycznym. Przemieszczanie się cząstek następuje wyłącznie w SK. W świecie fizycznym cząstki nie zmieniają swojego miejsca występowania. Zaobserwowano to badając orbitę elektronów wokół jądra atomu. Heisenberg stwierdził, że trajektoria orbity elektronu wokół jądra atomu istnieje tylko gdy ją obserwujemy, a w rzeczywistości elektron jest i nie jest jednocześnie w każdym miejscu na orbicie. Trzeba tu dodać, że w każdym miejscu, w którym pojawi się, stoi. Według teorii kwantów, jak pisze Micho Kaku w swojej książce „Hiperprzestrzeń”, „Każde ciało można opisać funkcją falową, która mierzy prawdopodobieństwo znalezienia się tego ciała w pewnym punkcie w przestrzeni i czasie. Stwierdza ona również, że nie można poznać stanu cząstki, dopóki nie przeprowadzi się świadomej obserwacji. Zanim dokona się pomiaru, cząstka może znajdować się w jednym z wielu stanów, opisywanych przez funkcję falową Shrodingera. Dlatego przed pomiarem nie uda się poznać stanu danej cząstki. Aż do czasu pomiaru cząstka istnieje w stanie nieokreślonym: sumie wszystkich możliwych stanów.” Dalej w swojej książce Kosmos Einsteina, Michio Kaku pisze „W mikroskopowym świecie cząstki subatomowe nie istnieją w żadnym konkretnym stanie, trwają pomiędzy istnieniem a nieistnieniem.” I dalej „W świecie atomów elektrony zdają się istnieć w dwóch miejscach jednocześnie, przeskakują pomiędzy orbitami bez ostrzeżenia i znikają w urojonym  świecie gdzieś pomiędzy istnieniem a nieistnieniem.” Trzeba tu zwrócić uwagę, że dotyczy to wszystkich elementarnych cząstek we Wszechswiecie, a nie tylko elektronów. Oznacza to, że wszyskie cząstki elementarne Wszechświata wystepują pomiędzy istnieniem, a nieistnieneim, a więc, cały Kosmos jawi się pomiędzy istnieniem, a nieistnieniem. 
Jest to potwierdzenie, iż pojawiająca się i znikająca cząsteczka stoi w każdym miejscu, w którym pojawia się. Przy ogromnej częstotliwości cykli znikania i pojawiania się cząsteczki, w każdym cyklu w innym miejscu przestrzeni Kosmosu, jej zachowanie wygląda jak fala. Dokonanie pomiaru, przez obserwatora posiadającego świadomość (wyżej świadomość jest opisana jako ta sama energia która kreuje cząstki elementarne), dzięki której, cząsteczka jest „przyłapana” w momencie pojawienia się w konkretnym stanie i konkretnym miejscu, w którym stoi, nie przesuwa się.
Obserwując Wszechświat „przyłapujemy” nieruchome cząstki w konkretnych miejscach w których pojawiają się, nie zdając sobie z tego sprawy. Wówczas ukazują się nam cyklicznie,  konkretne stany nieruchomych cząstek Wskutek kolejnych cyklicznych pojawień się cząstek w innych miejscach, zgodnie z działającymi na nie siłami, nasz zmysł wzroku odbiera ich zmianę miejsc jako ruch. Podobnie jak w kinie, na ekranie ukazują się nam nieruchome stopklatki z minimalnie  przesuniętymi szczegółami obrazka, a my widzimy ruch, przy czym częstotliwość ich ukazywania, to zaledwie dwadzieścia cztery klatki na sekundę. Cykle pojawiania się i znikania cząstek, to częstotliwość rzędu dziesięć do dwudziestej czwartej potęgi na sekundę.
Nie zdajemy sobie sprawy jak precyzyjne jest oko wykonując poza naszą świadomością taką pracę.
Oznacza to, iż Wszechświat taki jakim go widzimy istnieje tylko w naszych obserwacjach. Nie obserwowany Wszechświat to nieokreślone skupiska energii w postaci falowej. Również zmysłem dotyku odczuwamy podobne wrażenia jak zmysłem wzroku, tyle, że z ograniczoną przestrzenią i pozbawione kolorów. Zadziwiające jest, że Berkeley doszedł do takich samych wniosków drogą filozoficznego rozumowania, bez wchodzenia w fizyczne właściwości materii. Według niego, świat istnieje dlatego , że jest obserwowany – istnieć, to znaczy być postrzeganym, zaś powtarzalność istnienia wszelkich bytów w tej samej postaci, za każdym  powtórzeniem ich obserwacji, sprawia obserwator, który postrzega wszystko jednocześnie i ciągle. W filozoficznym pojęciu Berkeleja był to Bóg, w fizycznym ujęciu jest to bezpostaciowa energia Stałej Kosmologicznej Einsteina, która jest w ciągłej interakcji jednocześnie ze wszystkimi cząstkami we Wszechświecie. Do tego tematu wrócimy jeszcze w zakończeniu.
Ale oznacza to także, iż Wszechświat jest nieruchomy, nie rozszerza się i nie kurczy. Wynikające ze szczególnej teorii względności zmniejszanie się i zwiększanie się Wszechświata w odniesieniu do obiektu poddanemu pędowi, w funkcji jego prędkości, opisane zostało powyżej. Ponieważ Wszechświat może rozszerzać się lub kurczyć, jedynie w odniesieniu do obiektów będących w ruchu, w funkcji ich prędkości, to oznacza, że Wszechświat jednocześnie i kurczy się i rozszerza się, w tym samym czasie, wobec różnych obiektów, w zależności od ich prędkości. Problem obserwowanego ruchu we Wszechświecie wymaga większego, odrębnego opracowania.
System przekazywania informacji do SK musi być informatyczno elektroniczny, mogą to być, poza cyklami znikania i pojawiania się, sekwencje drgań i obrotów cząsteczki. Podobnie pszczoły przekazują informację o odległości i kierunku znajdowania się kwiatów z nektarem, wykonując przed ulem sekwencje skomplikowanych figur lotu. Również wszystkie zmiany właściwości cząstki w momencie pojawiania się, muszą być kreowane według wniesionych przez nie informacji do SK, w systemie informatyczno elektronicznym. W teorii superstrun zakłada się, że struna może być kreatorem różnego rodzaju cząstek, w zależności od naciągu i częstotliwości jej drgań. Jest w tej koncepcji zawarta myśl, iż kreacja rodzaju cząstki zależna jest od emitowanej przez strunę informacji. Brak tam jest tylko wyjaśnienia kto, czy co naciąga strunę i gdzie jest przekazywana informacja o częstotliwości jej drgań.
Trzeba tu jednak zgodzić się, że tak precyzyjna interakcja każdej cząsteczki we Wszechświecie, z SK, w każdym ułamku sekundy, musi być realizowana ściśle z wnoszonymi przez nie informacjami do SK, z udziałem niezwykle skomplikowanego i precyzyjnego programu informatyczno elektronicznego. Dla porównania niezwykłej złożoności tego procesu wystarczy przykład jednego elementu w jądrze żywej komórki – kod DNA. Dwumetrowa helisa DNA składa się z trzech miliardów dwustu milionów szczebelków, bitów informacji, z czteroliterowym kodem. Daje to możliwość niewyobrażalnej ilości, dziesięć do potęgi trzy miliardy czterysta osiemdziesiąt milionów, kombinacji szyfrowych. Jak to się ma do liczby wszystkich atomów we Wszechświecie, których ilość w obserwowalnym Kosmosie szacowana jest na dziesięć do osiemdziesiątej potęgi. Wyposażenie DNA w tak niewyobrażalną ilość kombinacji szyfrowych wskazuje na to, że kod DNA wchodzi bezpośrednio w interakcję z SK nie tylko w obszarze  żywych organizmów, ale i w zakresie infrastruktury niezbędnej do zaistnienia życia
Ten jeden przykład daje wyobrażenie, jak skomplikowany elektronicznie musi być program interakcji cząsteczek Wszechświata z SK, w którym z jednej strony cząsteczki poddane są rygorom praw fizyki, z drugiej strony kreowane są według wniesionych do SK informacji o działających na nie siłach w świecie fizycznym. SK wnosi do Wszechświata tylko to, co zawarte jest w informacjach przekazanych przez cząstki ze świata fizycznego.
Elektroniczny charakter cząstek elementarnych wykorzystywany jest w produkcji wszelkich urządzeń techniki elektronicznej. Również  nasz organizm i jego psychofizyczne zdolności dostosowane są do funkcjonowania w systemie elektronicznym. Oko ludzkie przekazuje do mózgu cykle pojawiania się i znikania pikseli na płaskim ekranie telewizora, a mózg interpretuje to jako ruch  przesuwających się w przestrzeni obiektów. Na tej samej zasadzie kreowany jest w naszych zmysłach cały Wszechświat, tyle, że w systemie przestrzennym  3D, tzn. pojawianie się i znikanie nieruchomych cząstek nie odbywa się na płaskim ekranie, tylko w trzywymiarowej przestrzeni. Konfigurują się w ten sposób w naszych zmysłach trzywymiarowe obiekty, które istnieją w cyklach pojawianie się i znikania ich cząstek składowych.
Wyżej przedstawione cechy materialne Wszechświata, to zaledwie powierzchnia zjawisk.  Pozostają do zrozumienia i wyjaśnienia najtrudniejsze i najistotniejsze właściwości SK, takie jak: świadomość, życie, intelekt, sfera uczuć, artyzm, piękno i wiele innych z tego obszaru pojęć oraz program kreowania świata.

Podsumowanie


Einstein najszerzej otworzył drzwi do prawdy ostatecznej. Teraz do nas należy dociekanie co za tymi drzwiami znajduje się. Pojęcie determinizmu Einsteina obejmuję istotę  istnienia Wszechświata i sięga głębiej niż teoria nieoznaczoności,  wyprowadzona z fragmentu trudnych do uchwycenia momentów organizowania się cząstek w struktury materii i uogólniona jako zasada nieokreślonego funkcjonowania Wszechświata. Determinizm Einsteina określa Wszechświat, w którym cząstki wnoszą z bezpostaciowej energii SK do materialnego świata tylko to, co wcześniej zawarte było w przekazanej przez nie informacji do SK, w cyklu ich materialnego nie istnienia. Oznacza to, że interakcja cząstek z bezpostaciową energią SK jest ściśle zdeterminowana i nie ma tu miejsca na jakąkolwiek nieoznaczoność. Miał rację Einstein twierdząc, że „Bóg nie gra w kości.”
Każda materia w postaci kwantowej jest falą, a każda  fala niesie konkretną informację o swojej postaci materialnej.
Gdy się raz dostrzeże piękno geometrycznej symetrii prędkości z czasem i przestrzenią oraz ścisłej symetrii interakcji cząstek z bezpostaciową energią SK, to nie można już wyobrazić sobie innego Wszechświata, tak, jak nie możemy już wyobrazić sobie, że Słońce z planetami i gwiazdy obracają się wokół Ziemi, tkwiącej nieruchomo w środku Kosmosu.   


Zakończenie


W zakończeniu wrócimy jeszcze do funkcji falowej Shrodingera, według której cząstka aż do czasu jej pomiaru, z niezbędnym udziałem świadomej obserwacji, istnieje w stanie nieokreślonym: sumie wszystkich możliwych stanów. Nie można się zgodzić, że zachodzi tu suma wszystkich nieokreślonych stanów. Każda fala niesie konkretnie określoną informację, różniącą się od innych fal i może przyjąć tylko taką postać jaką określa zawarta w niej informacja. Można tu wyjaśnić paradoks, jednocześnie żywego i nieżywego kota Shrodingera. Otóż żywy kot może przejść tylko przez jedną szczelinę. Przez dwie i więcej szczelin może przejść jednocześnie tylko kot w postaci falowej, a więc tylko nieżywy kot. Jeśli przyjmie się błędne założenie, iż żywy kot może przejść przez dwie i więcej szczelin jednocześnie, to wszelkie dalsze spekulacje obciążone są błędem w założeniu.   
Temat ten poruszam w zakończeniu, ponieważ w powyższym opracowaniu skupiłem się na opisie Wszechświata, takim, jakim go widzimy
Zgodnie z teorią kwantową cały Kosmos na poziomie kwantowym jest wypełniony wyłącznie energią w postaci falowej. Każda cząstka materii, przy odpowiedniej prędkości, przyjmuje postać falową. Udowodnił to Young w eksperymencie z fotonem, który później powtórzył Wheeler z użyciem elektronu zamiast fotonu. W eksperymencie tym elektron został skierowany na ekran z dwoma szczelinami i okazało się, że elektron przeszedł przez obie szczeliny jednocześnie, tworząc na drugim ekranie, ustawionym za pierwszym ekranem, obraz interferencyjny, charakterystyczny dla fali. W przypadku ustawienia pudełek za szczelinami pierwszego ekranu, elektron występował w obydwu pudełkach jednocześnie, w postaci falowej. Przy próbie świadomej obserwacji zawartości dowolnie wybranego pudełka, znajdował się w nim elektron, a drugie pudełko było puste.
Między innymi, ten eksperyment był podstawą teorii, iż Wszechświat istnieje tylko w naszej obserwacji. Gdyby Wheeler użył ekranu z dowolną ilością szczelin, to elektron przeszedłby przez wszystkie szczeliny jednocześnie. Pytanie dlaczego tak by się stało. Otóż sygnał falowy jest wszechobecny w całym Kosmosie. Przykładem tu mogą być sygnały z telefonów komórkowych . Sygnał nadany z komórki, z dowolnie wybranego miejsca, możemy odebrać w każdym dowolnie wybranym miejscu na świecie, a przy jego odpowiedniej mocy, w każdym miejscu w Kosmosie, przy czym miliardy sygnałów, z miliardów komórek nie przeszkadzają sobie. Wcześniej w tym tekście  wspomniano, że na tej zasadzie możemy obserwować wszystkie źródła światła w Kosmosie i na ziemi, ponieważ fotony różnią się, w zależności od źródła ich emisji i tak samo, jak sygnały z komórek, wzajemnie nie przeszkadzają sobie. Wypełniają cały Wszechświat, gdyż z każdego miejsca w Kosmosie możemy obserwować każde źródło światła, w zasięgu wzroku.
Wracając do teorii Wszechświata istniejącego tylko w naszych obserwacjach, można to zinterpretować postulatem, iż zarówno my jak i współistniejące z nami organizmy żywe, zostały genetycznie dostrojone do odbioru fal z poziomu kwantowego i przetwarzania ich (dekoderem może tu być DNA, którego możliwości kombinacji szyfrowych są praktycznie nieograniczone) w otaczającą nas rzeczywistość, tak jak telewizor, przy pomocy dekodera, zmienia sygnały z postaci falowej, w obrazy, wizję i dźwięk.
Odkrycie praw fizyki, to poznanie efektów zaszyfrowanej informacji, przekazywanej przez cząsteczki elementarne do sprawczej energii Stałej Kosmologicznej, w której dokonują się wszystkie przemiany materialnego Wszechświata. Kolejnym zadaniem dla naukowców będzie odkrycie kodu tego szyfru. Obecnie nie potrafimy odczytać zaszyfrowanych w falach informacji, nadając im ogólną nazwę nieoznaczoności kwantowej.
Nasze zmysły osadzone są i zamknięte w czterech wymiarach i dlatego piąty wymiar jest dla nich niedostepny. Natomiast kwanty, z których składamy się, egzystują jako fizyczne cząstki w czterech wymiarach i jako informacje w piątym wymiarze. Krótko mówiąc piąty wymiar nie istnieje dla nas, a cząstki elementarne , z których składamy się, nie mogłyby istnieć bez piątego wymiaru, z którego, dzięki dekoderowi DNA, wnoszą do naszego organizmu energię życia, świadomości, intelektu, temperamentu i emocji.



A.M. Nero                                                          

poniedziałek, 20 maja 2013

CZY WSZECHŚWIAT ROZSZERZA SIĘ ?

Współczesna nauka powoli, z oporami, wprowadza pojęcie drugiej natury Wszechświata, bez której, ten który widzimy nie mógłby istnieć.

Trzeba tu odwołać się do Bytu Parmenidesa. Byt jest jeden… Różnica polega na tym, że występowanie materii jest formą energii (Bytu) ograniczoną prawami fizyki. Może to być spektakl, którego trwanie nie jest zależne od praw fizyki, tylko jego występowanie jest objęte ramami praw fizyki.

Nieruchomego Wszechświata nie widzimy, nie odbierają go nasze zmysły. Objawia się nam pojawianiem i znikaniem kwantów energii, nie będącymi cząstkami, lecz stanowiącymi jedność bezwymiarowego i bezczasowego wszechświata energii. Chodzi tu o to, że elementarne cząstki, czy inaczej struny, nie drgają ale pojawiają się i znikają, (szersze wyjaśnienie tej koncepcji znajduje się w blogu - prostyrozum.blogspot.com).

Cykle pojawiania się i znikania elementarnych kwantów energii muszą być zróżnicowane według ich pochodzenia. Oznacza to, że poszczególne typy cząsteczek energii są kalibrowane i cechowane, są niepowtarzalne jak linie papilarne człowieka. Np. fotony, cząstki materii, pochodzące z jednego źródła, rozpoznają się i oddziałują na siebie natychmiast, niezależnie od dzielącej je odległości. Przekazują między sobą informacje i reagują na nie w tej samej chwili, niezależnie od tego, gdzie każda z nich znajduje się w Kosmosie. Można założyć, że cząsteczka o najkrótszym cyklu pojawiania się i znikania, wyznacza podstawową jednostką czasu Wszechświata. Może to być stała, uniwersalna, niezmienna jednostka czasu obowiązująca w całym Kosmosie.

Wyjaśnienie redukcji czasu i przestrzeni w odniesieniu do statku kosmicznego napędzanego emisją światła, polegałaby na tym, że w funkcji przyrostu prędkości wytraca on cykle pojawiania się i znikania cząsteczek, w kolejności ich długości okresów cyklu.

Im większą rozwija się prędkość tym więcej kolejnych okresów cykli „gubi” się. Objawia się to skracaniem czasu i tym samym kurczeniem przestrzeni. Przy czym na każdym poziomie prędkości wielkość czasu i przestrzeni jest rzeczywista. Np. dla obserwatora z Ziemi odległość rzeczywista do Mgławicy Andromedy wynosi ok. 2,5 miliona lat świetlnych, a dla kosmonauty w statku kosmicznym, napędzanym emisją światła, ta sama odległość będzie wynosiła zaledwie kilkadziesiąt lat świetlnych i też będzie rzeczywista.

Różnica polega na tym, że im szybciej podróżujemy, tym mniej cykli „zaliczamy” i dlatego nasz świat jest mniejszy.

Powtarzając za Parmenidesem stwierdzamy, że istnieć może tylko „COŚ”. Oznacza to, że „NIC” nie może istnieć, bo go nie ma. A więc siłą rzeczy , przestrzeń może być tylko „CZYMŚ’. Żeby mogła istnieć musi być materialna. Nie ma niematerialnej przestrzeni. Ilość materii w Kosmosie jest stała, ale inna dla każdego obserwatora w zależności od prędkości układu, w którym znajduje się obserwator. Gdyby ilość materii w Kosmosie nie zmieniała się w funkcji prędkości, to Wszechświat nie mógłby ani kurczyć się ani rozszerzać. Jednakże z teorii względności wynika, że przestrzeń kosmiczna może się kurczyć lub rozszerzać. Takie zjawiska mogą zaistnieć w Kosmosie, ale tylko w odniesieniu dla lecącego obiektu, w funkcji prędkości jego lotu. Warunkiem doświadczania zmian rozmiarów przestrzeni przez dany obiekt są zmiany, wobec niego, ilości materii stanowiącej przestrzeń.

Kurczyć i rozszerzać może się jedynie świat materialny, w którym można rozwijać prędkości, w funkcji których, wielkości czasu i przestrzeni ulegają znacznym zmianom.

Dla obiektu zwiększającego prędkość pędu do szybkości światła, świat będzie się „kurczył”, a dla obiektu, który będzie zwalniał prędkość pędu, świat będzie się „powiększał.”

Przestrzeń kosmiczną stanowią fotony wymieszane ze wszystkich istniejących we Wszechświecie źródeł światła. Dowodem tego jest możliwość widzenia wszystkich gwiazd i galaktyk, znajdujących się w zasięgu możliwości ich obserwowania z każdego miejsca w Kosmosie. Na roboczo można założyć, że fotony stanowią przestrzeń niepodzielnie, a więc również przestrzeń we wnętrzu atomu, między jądrem a orbitami elektronów. Dlatego po osiągnięciu odpowiedniej prędkości przez statek kosmiczny, nie tylko będzie się kurczył w odniesieniu do niego Wszechświat, ale również on sam będzie się zmniejszał.

Trzeba tu dodać, że statek kosmiczny napędzany emisją światła będzie wytracał fotony tego samego pochodzenia, rozsiane w całym Kosmosie. Tak więc znikać będą w odniesieniu do niego sukcesywnie, wraz ze wzrostem prędkości, nie tylko fotony emitowane z konkretnego źródła, ale również ich źródła. Dotyczyć to będzie kolejnych gwiazd, co będzie powodować nie tylko zmniejszanie się przestrzeni kosmicznej, ale również rozrzedzania się galaktyk, aż do ich zniknięcia.

Oznacza to, że kurczący się Wszechświat nie będzie się zbijał w masę o nieskończonej gęstości, tylko będzie znikał jedynie w odniesieniu do pędzącego obiektu. Nasz świat nie zmieni się dopóki nie zmieni się prędkość poruszania naszego Układu Słonecznego w Kosmosie

sobota, 21 stycznia 2012

Nieskończony Wszechświat

Trudno wyobrazić sobie nieskończoność Wszechświata, tak jak trudno wyobrazić sobie więcej wymiarów niż trzy plus czas. Z pewnością wielu ludziom trudno nawet wyobrazić sobie czas jako czwarty wymiar. Na przeszkodzie zrozumienia tych pojęć stoją nasze zmysły, receptory wizji, dźwięku, dotyku, smaku i zapachu.
Gdyby nasz mózg był wyizolowany z osprzętu naszego ciała, pozbawiony receptorów i pozostała by mu jedynie świadomość swojego istnienia i zdolność abstrakcyjnego logicznego myślenia, to nie istniały by dla niego pojęcia wymiarów i czasu. Wszystko byłoby nieskończone, zarówno czas jak i wymiary, bez punktów odniesienia, bez zdarzeń.
W nieskończonym Wszechświecie nasza egzystencja jest zakodowana w naszych umysłach, w  przedziale prędkości światła, odpowiednim dla istnienia świata materii, podlegającej grawitacji w czasie i przestrzeni, w którym czas jest miarą zdarzeń w odniesieniu do czegoś.
Parmenides wzniósł się ponad doświadczenia odbierane zmysłami i logicznie zdefiniował nieskończony Wszechświat, jako nieruchomy niepodzielny jednolity, bez początku i końca, Byt. Obecnie Byt Parmienidesa możemy nazwać nieskończoną Energią, ze wszystkimi przymiotami Bytu i ponadto intelektu, którym jesteśmy obdarzeni, a w Modelu Standardowym materii nie znajdujemy go.
Poniżej przedstawiony jest poglądowy schemat zachowania się materii, przestrzeni i czasu w funkcji prędkości, według szczególnej teorii względności.


poniedziałek, 31 października 2011

Iluzja Księzycowa

Praktycznym zastosowaniem prostego rozumowania może być wyjaśnienie zjawiska zwanego iluzją księżycową. Warto tu przytoczyć fragment z książki „Nasz wszechświat” Heralda Lecha i Jorna Mullera, wydanej w Polsce w 2004 roku, a więc zawarta w niej wiedza jest chyba wciąż aktualna. Dotyczy to Księżyca. „Chodzi o to, że Księżyc znajdujący się tuż nad horyzontem wydaje się nam znacznie większy niż kilka godzin później, gdy zawędruje już wysoko na niebo. Ponieważ w tak krótkim czasie odległość między ziemią a Księżycem praktycznie nie uległa zmianie, zatem zjawisko to z całą pewnością nie jest skutkiem różnicy oddalenia od siebie tych dwóch ciał niebieskich. Mamy tu po prostu do czynienia ze złudzeniem optycznym, zwanym także iluzją księżycową, którego dokładnej przyczyny naukowcy nie zdołali jeszcze ustalić”.
Wydaje się to raczej zbyt proste, by naukowcy zajmowali się tym problemem. Jest to przecież znane zjawisko każdemu dziecku które ogląda przedmioty przez szkło powiększające. Otóż przezroczysta atmosfera ziemska (zawierająca do czterdziestu tysięcy miliardów ton wody) stanowi kulistą powłokę otaczającą Ziemię. Prostopadle nad nami, w obszarze obserwacji Księżyca, krzywizna atmosfery ziemskiej jest tak znikoma jak tafli wody w basenie pływackim. Natomiast nad horyzontem powłoka atmosfery zakrzywia się „schodząc” w dół za horyzont. W tym obszarze stanowi wyraźną wypukłość. Można to sprawdzić patrząc przez lupę skosem, wówczas widzi się znaczny przyrost powiększenia. Przezroczysta atmosfera pełni tu rolę soczewki. Innego wytłumaczenia nie ma. Dotyczy to także Słońca, które nad horyzontem wydaje się znacznie większe niż wysoko na niebie. Musi to też dotyczyć gwiazd obserwowanych tuż nad horyzontem. Ale w odniesieniu do gwiazd problem jest bardziej złożony ze względu na różnice odległości poszczególnych gwiazd, dzielących je od Ziemi. Po za tym atmosfera ziemska widziana pod kątem, nad horyzontem, jest znacznie bardziej zagęszczona na całej drodze obserwacji tuż nad ziemią i ze względu na kąt obserwacji, linia przechodzenia światła gwiazd przez atmosferę jest znacznie wydłużona. Właśnie z tego względu gwiazdy obserwowane tuż nad horyzontem mogą tracić na jasności, tak jak dzieje się to ze Słońcem i Księżycem. Z tego też względu powiększenie gwiazd obserwowanych tuż nad horyzontem może być trudne do uchwycenia, zwłaszcza przy tak ogromnych odległościach dzielących je od Ziemi.
Powyższe wytłumaczenie zjawiska iluzji księżycowej potwierdzić mogli by kosmonauci obserwując Ziemię z Księżyca pozbawionego atmosfery. Z pewnością też Księżyc obserwowany ze stacji satelitarnej nad atmosferą ziemską nie zmienia swojej wielkości w czasie wschodów i zachodów.

A.M.

poniedziałek, 10 października 2011

Próba Prostego Rozumowania

WSTĘP

Zapis tego tekstu trwał 6 lat, od 2004 do 2010 roku. Kolejne poruszane w nim tematy i problemy wymagały sprawdzenia i przestudiowania aktualnej, udokumentowanej wiedzy, w zakresie tych tematów. W ciągu tych 6 lat odkryto nowe , dotychczas nieznane, zjawiska w Kosmosie, np. tworzenie się nowej gwiazdy z obłoku wodoru i helu. Zaobserwowany proces odbiega od dotychczasowych, przyjętych w nauce poglądów. Otóż wirujące centrum obłoku, z którego formuje się gwiazda, ma kierunek obrotów  przeciwny do kierunku obrotów zewnętrznych obszarów obłoku. To było ogromne przeżycie, gdyż odkryte w Kosmosie zjawisko tworzenia się gwiazdy, potwierdza koncepcję tworzenia się planet, przedstawioną w tym tekście.
W opracowaniu tym mogą występować rozbieżności dotyczące mniej lub bardziej uznanych teorii w nauce. Nauka obejmuje odmienne poglądy naukowe w tym samym temacie, niekiedy bardzo różniące się. To chyba dobrze.
Istotą tego tekstu, opracowanego na podstawie upowszechnionej wiedzy, jest po pierwsze – wykazanie błędnej, oficjalnie występującej w nauce, interpretacji tworzenia się planet skalistych w Układzie Słonecznym, po drugie – skojarzenie odkrytych już właściwości cząstek elementarnych materii z ich fizycznym występowaniem w bezruchu, po trzecie – zasada elektronicznej organizacji materii na poziomie elementarnym i jej wchodzenia w podległość praw fizycznych na poziomie pierwiastkowym, z zachowaniem elektronicznych właściwości, po czwarte – zjawisko kurczenia lub rozszerzania się Wszechświata będzie jawić się obserwatorowi w zależności od tego czy znajduje się on w układzie ruchu spowalniającym, czy przyspieszającym i po piąte  wniosek, iż szczególna teoria względności może dotyczyć jedynie zachowania się materii w funkcji pędu do granicznej prędkości „C”, a nie struktury i ewolucji Wszechświata, podobnie jak zachowanie się pojedynczej komórki człowieka nie wyjaśnia całej jego istoty. Budowanie na takich podstawach teorii obejmujących Wszechświat, skazane jest na błądzenie i naraża szczególną teorię względności, w różnych przypadkach, na zarzuty jej nie sprawdzania się.
Badania cząstek elementarnych, wykazują, że nie podlegają one ruchowi lecz pojawiają się i znikają, w sposób elektronicznie uporządkowany. Inaczej nie mogłyby one przechodzić ze stanu nie postrzegalnej, bezczasowej i nieskończonej energii  w podległość sztywnych praw fizyki.
Elektronicznie uporządkowane pojawianie się i znikanie cząstek stwarza iluzję manifestowania się energii w postaci materii występującej w czasie, przestrzeni i ruchu (odbieranie obrazu w oku wymaga elektronicznego przetwarzania miliardów danych w ciągu sekundy). Postrzeganie przestrzeni i ruchu w czasie może, w zależności od prędkości ruchu  obiektu, w którym znajduje się obserwator, zmieniać się, aż, przy odpowiedniej wielkości jego pędu, ruch, czas i przestrzeń przestaną razem z nim (obiektem) fizycznie występować.
Przyjęcie takiej natury cząstek elementarnych wymaga uznania definicji bytu Parmenidesa, czy, jak kto woli, pola Higgs’a. Wówczas względność ruchu, czasu i przestrzeni staje się logiczna i oczywista (w zależności od wielkości pędu zmienia się postrzeganie tych parametrów). Kosmos ma dwie strony medalu. Nie możemy być po obu jego stronach jednocześnie, ale nie da się opisać całego medalu rozpoznając jego  jedną stronę. W tym tkwi cała trudność. Niektórzy starożytni myśliciele twierdzili, że tajemnice Wszechświata można poznać jedynie rozumowo. W twierdzeniu tym jest zawarta sugestia, że materia i intelekt są nierozerwalne.
Obecnie naukowcy uwiarygodniają teorie tylko sprawdzalne, tzn. sprowadzają badania do fizyki i matematyki. Materię poznaliśmy już do granic jej podległości prawom fizycznym. Pozostaje nam do rozszyfrowania proces myślenia. Trzeba badania podstawowe Wszechświata objąć, poza fizyką i matematyką, także elektroniką, a być może nową dziedziną nauki, wspólną dla elektroniki i procesu myślenia, której nazwy jeszcze nie znamy.  

I. Zacznijmy od najbliższego świata. 

Ustalenie drogi logicznych procesów kosmicznych prowadzących do narodzin  naszej Ziemi napotyka na brak jakiegokolwiek pewnego punktu wyjścia. Można rozpatrywać ten problem obecnie w miarę racjonalnie jedynie  w odniesieniu do naszego Układu Słonecznego, ale i to w ograniczonym zakresie. W układzie tym sprawdzają się znane nam prawa fizyczne. Przy szybkościach poruszania się planet po orbitach i ich obracaniu się wokół swojej osi oraz dzielących je odległościach sprawdza się również pojęcie czasu i przestrzeni w jakich żyjemy.
Natomiast mierzenie i badanie całego Kosmosu przy pomocy tych samych kryteriów natrafia na mnóstwo sprzeczności, a wyprowadzane na ich podstawie teorie są niespójne, rodzą i mnożą kolejne pytania, na które nie ma odpowiedzi i w konsekwencji prowadzą w niewiadome.
Zajmijmy się na początek naszą Ziemią w Układzie Słonecznym. Również tutaj przyjęte powszechnie teorie budzą wątpliwości, a te które mogą być najbardziej trafne są marginalizowane, głównie z tego względu, że są sprzeczne z dotychczasowym dorobkiem świata nauki, godzą w autorytety i  wprowadzałyby chaos w programy nauczania w szkołach i uczelniach.
Ale ignorant może przyjrzeć się otaczającemu go światu bez obciążenia panującymi poglądami.
Według obowiązującej teorii powstania Słońca i krążących wokół niego planet przyjmuje się, że materiałem, z którego uformowało się Słońce i planety był obłok składający się w 75% z wodoru i 25% helu, oraz śladowych ilości cięższych pierwiastków. Wskutek grawitacji obłok zaczął się kurczyć. W miarę kurczenia się narastał ruch wirowy gęstniejącej i wciąż kurczącej się masy obłoku. W ten sposób w centralnej części obłoku, w której narastało najsilniejsze pole grawitacji, wyodrębnił się wirujący dysk ulegający w miarę gęstnienia stale narastającej sile grawitacyjnej. W tym procesie cięższe pierwiastki przyciągane były do środka wciąż kurczącej się kuli. Rosnąca gęstość, ciśnienie i temperatura w krytycznym momencie wyzwalają proces przekształcania wodoru w hel. Mamy już Słońce. Jak dotąd wszystko wydaje się logiczne. Logiczne też wydaje się utworzenie planet gazowych z resztek gazów na obrzeżach wirującego dysku. Natomiast teoria utworzenia się planet skalistych (ziemskich) z tego obłoku, urąga już logice jaką kierują się środowiska fizyków, nie odstępujących od twardych praw rządzących w świecie materii.
Otóż trudno sobie wytłumaczyć co spowodowało, że atomy cięższych pierwiastków, stanowiących śladową część obłoku na przestrzeni bilionów kilometrów , zbiegając się do wyodrębniającego się centrum wirującego zalążka słońca, nagle zatrzymały się tuż przed Słońcem (np. 150 milionów kilometrów), odszukały się i zaczęły zlepiać się tworząc małe bryły, a te z kolei łączyły się w tzw. planetozymale, te ostanie zaś także łączyły się i tworzyły protoplanety.
Ciekawe jakie siły i jakie procesy kazały odszukać się w przestrzeni kosmicznej np. atomom złota, czy węgla i połączyć się w bryłki złota, czy w przypadku węgla w diamenty, które występują na naszej Ziemi. Łączenie się atomów w inne związki stanowiące skupiska minerałów występujących na Ziemi, np. sól, jest kolejną zagadką.
W teorii tworzenia się planet użyto technicznego terminu „cząsteczki zaczęły zlepiać się” tworząc małe bryły…Ciekawe skąd wziął się tam klej, co się z nim stało i gdzie jest teraz? Tym nikt nie przejmuje się, po prostu cząsteczki musiały zacząć zlepiać się żeby mogły powstać małe bryły, a z nich planety skaliste.
Samo przekształcanie się wodoru w hel wymaga ekstremalnych warunków, jakie panują w środku Słońca, wiemy też w jakich warunkach z atomów węgla powstaje diament, bo potrafimy stworzyć go w laboratoriach.
Ponadto, jeśli planety ziemskie miałyby powstać rzeczywiście z tych śladowych ilości pierwiastków występujących w obłoku, z którego powstało Słońce, to tak jak cały dysk formującego się Słońca musiały wirować w regularnym ruchu okrężnym, a nie rozbiegać się w różnych kierunkach i zderzać się, czy zlepiać, zwłaszcza, że jako śladowe występowały w ogromnym rozproszeniu. Kuglarski i żenujący z punktu widzenia nauki eksperyment, przeprowadzony z mieszaniną ryżu, soli i zmielonej kawy, umieszczoną w szklanym naczyniu, w stanie nieważkości, ma być dowodem, że skoro w tych warunkach mieszanina ta łączyła się w grudki, to w taki sam sposób powstawały w otoczeniu Słońca bryły, jako zaczątki planet. Niewiadomo dlaczego do tej mieszaniny nie dodano jeszcze cukru pudru i mleka w proszku. Do kawy pasowałoby to i na pewno jeszcze lepiej kleiło by się. Pytanie czy gdyby do tego naczynia wsypano suchy piasek z klepsydry, to też łączył by się w bryłki. Ponadto w Układzie Słonecznym nie było szklanego naczynia, od którego ścianek mogłyby odbijać się, we wszystkich kierunkach, drobinki pyłu i zderzać się. Raczej podlegałyby takiemu samemu ruchowi jak cały układ słoneczny, np., pas planetoid pomiędzy Marsem i Jowiszem okrąża Słońce od miliardów lat i jakoś nie łączy się w planetozymale a następnie w planetę. To samo dotyczy pierścieni Saturna, pasa Kuipera czy Oorta . Bardziej prawdopodobne wydają się odstępstwa od tej teorii, utrzymujące, że po utworzeniu się Słońca i planet gazowych jego siła grawitacji sięgająca w przestrzeń  biliony kilometrów zaczęła działać jak odkurzacz przyciągając występujący w całym wszechświecie gruz kosmiczny, rozrzucony po katastrofach planetarnych i wybuchach gwiazd supernowych. Gruz ten przyciągany był z całej przestrzeni wchodzącej w obszar grawitacji nowopowstałego Słońca. Z tego względu orbity tych ciał w stosunku do Słońca przecinały się w sferze pełnych 360 stopni i mogły się zderzać. Oczywiście, większość tych ciał pochłaniało Słońce, ale część mogła się obronić i wejść w orbitę okołosłoneczną o różnych kształtach i wielkościach. Np. tzw. długookresowe komety o eliptycznych orbitach obiegają Słońce w okresach nawet do miliona lat jeden obrót. Część z nich mogło przyjąć orbity wokół Jowisza i pozostałych planet gazowych. W ten sposób wokół Jowisza mogło utworzyć  się ponad 60 księżyców skalistych, zaś sam Jowisz pochłonął tego materiału więcej niż masa wszystkich planet ziemskich. W środku Jowisza znajduje się bowiem jądro skaliste o masie równej 15 masom ziemskim. Skaliste księżyce okrążają wszystkie planety Układu Słonecznego, oprócz Merkurego i Wenus. Zaiste trudno byłoby wyjaśnić to inaczej i przyjąć, że śladowe ilości cięższych pierwiastków wyodrębniły się z obłoku wodoru i helu oraz zorganizowały się w skaliste księżyce wokół gazowych planet i ziemskie planety wokół Słońca.
Zachodzi jednak pytanie dlaczego planety ziemskie uformowały się na orbitach w tej samej płaszczyźnie co pozostałe gazowe planety (za wyjątkiem Plutona, który w całej swej masie, wraz z jego księżycem, jest przybyszem spoza Układu Słonecznego). Można  przyjąć, że wszystkie planety Układu Słonecznego uformowały się z wirującej tarczy gazów we wcześniejszej fazie tworzenia się Słońca. Jak przebiegał proces formowania się planet gazowych, można tylko zgadywać. Chociaż, dałoby się wyprowadzić w miarę logiczna wersję. Np. wydaje się oczywiste, że wirujące centrum tworzącego się słońca przyspieszało swoje obroty w miarę narastającej grawitacji rosnącego zalążka gwiazdy. Dalsze obszary obłoku, z którego tworzyła się gwiazda, pozostające w większym rozrzedzeniu niż centrum, otaczały dysk, lecz nie wirowały razem z centrum, podobnie jak wiry w rzece nie porywają całej rzeki, natomiast często wokół dużego wiru rzecznego pojawiają się małe wiry kręcące się w odwrotnym kierunku. Takie zjawisko musi zachodzić również przy tworzeniu się gwiazdy. Znaczyłoby to, że obrzeże wirującego centrum powodowałoby tarcie wokół siebie tworząc rolujące zawirowania w odwrotnym kierunku, pozostałych w swoim otoczeniu, ciągle rozrzedzonych gazów. Jednocześnie tworzone w ten sposób, wirujące w odwrotnym kierunku kule są zabierane wskutek wyżej wspomnianego tarcia w kierunku zgodnym z wirującym centrum, lecz znacznie wolniej, gdyż część energii tarcia przeniesiona została na tworzenie się wirujących kul w odwrotnym kierunku i wskutek tego ich oddzielenie od centrum, co może sprawiać, że zaczynają one pełnić rolę podobną jak kółka zębate w satelitarnej skrzyni biegów i mogą zewnętrzne obszary obłoku powoli rozkręcać w odwrotnym kierunku niż centrum. Tak dzieje się w satelitarnej skrzyni biegów, gdy nie wyhamuje się zewnętrznego pierścienia. Wówczas siła i obroty wewnętrznego pierścienia rozkładają się na obroty satelitów i pierścienia zewnętrznego w odwrotnym kierunku. Tak oddzielony, zewnętrzny obszar obłoku ściągać będą tworzące się, wirujące, planety gazowe, posiadające już własne pole grawitacji, dzięki czemu mogły oczyszczać przedpole nowopowstałego Słońca z pozostałych resztek gazów i pyłu. Takie zjawisko zaobserwowano już w kosmosie (tylko błędnie jest interpretowane). W takim przypadku mamy wszystkie niezbędne zmiany kierunków ruchu w masie obłoku, stwarzające mechanizmy tworzenia się planet (można by podjąć próbę komputerowego odtworzenia i potwierdzenia takiego zjawiska).  Wówczas orbity planet byłyby zgodne z obrotami Słońca, zaś obroty planet wokół swoich osi byłyby odwrotne do obrotów Słońca. Wyjątkami są tu jedynie Uran i Wenus, jej bardzo wolny obrót (prawie równy obrotowi wokół słońca) i to w przeciwnym kierunku, niż obroty pozostałych planet, musiał być spowodowany jakąś kolizją kosmiczną. Jeśli chodzi o Urana, to mamy już bardziej rozwiniętą hipotezę, iż przybysz z kosmosu, Pluton, zderzył się pod kątem z Uranem i po odbiciu się od niego przyjął eliptyczną orbitę, przecinającą orbitę Neptuna i nachyloną w stosunku do płaszczyzny orbit pozostałych planet. Przyjmuje się, że ta kolizja spowodowała odwrócenie obrotów Urana. Obecnie obroty planet są zgodne z obrotami Słońca, ale zmieniają się na przeciwne przy każdym odwróceniu biegunów planet, który następuje co ok. 13000 lat.
 Ile planet gazowych utworzyło się w ten sposób (być może po kilka na każdej orbicie), tego nigdy nie dowiemy się. Jakie zdarzenia zadecydowały, że mamy Układ Planetarny w obecnej postaci (po jednej planecie na odrębnych orbitach) też nigdy nie dowiemy się. Mogły to być np. zderzenia i wzajemne wytrącania się tych planet na różne orbity wokół Słońca. Po uformowaniu się Słońca, jego siła grawitacyjna przyciągała gruz kosmiczny, którego część pochłonęły także planety gazowe. W ten sposób mogły powstać jądra planet gazowych. Po osiągnięciu pełnej aktywności przemiany jądrowej wodoru w hel, Słońce zaczęło emitować wiatr słoneczny, wiejący obecnie z szybkością ok. 800 km/sek.(zaraz po narodzinach Słońca mógł być wielokrotnie silniejszy), który „zdmuchiwał” z najbliższych planet powłokę gazową, częściowo na korzyść dalszych planet, z czego Jowisz zaabsorbował największą porcję z racji swojego położenia w Układzie Planetarnym. Z najbliższych Słońcu planet pozostały tylko jądra z całym bogactwem materii wyrzuconej z gwiazd supernowych . Jądra te mogły w dalszym ciągu pochłaniać gruz kosmiczny przyciągany w ich otoczenie przez Słońce.
 Wielkości planet gazowych zostały ustalone, kiedy wiatr słoneczny „zdmuchiwał” powłoki gazowe z planet w swoim najbliższy sąsiedztwie. Wówczas Jowisz , jako pierwszy, zatrzymywał więcej zdmuchiwanego materiału, a dalsze stopniowo mniej. Dalszy proces tworzenia się planet skalistych, z pozostałych czterech jąder przebiegał w uzależnieniu od sąsiedztwa Słońca i Jowisza. Najbliższa od Słońca planeta miała najmniejsze szanse przyciągania materiału powiększającego jej masę, prawdopodobnie dlatego ma duże jądro w stosunku do skorupy. Dwie środkowe planety miały większe i mniej więcej wyrównane szanse, przy czym Wenus nieco mniejsze, ze względu  na mniejszą odległość od Słońca. Zaś Mars miał większe szanse niż Merkury, ale znacznie mniejsze od środkowych planet, ze względu na sąsiedztwo Jowisza. Oczywiście niezależnie od sąsiedztwa Słońca i Jowisza nie można pominąć czynnika losowego w kształtowaniu się wielkości i składu planet skalistych.
Taka koncepcja tworzenia przez gwiazdy planet skalistych wymusza przyjęcie reguły, iż we wszystkich układach planetarnych , planety skaliste krążyłyby po najbliższych od słońc orbitach. Wyjątki stanowiłyby planety skaliste przyciągnięte z poza tworzonego przez gwiazdę układu planetarnego, jak na przykład, Pluton. 
To byłaby pierwsza wątpliwość, w której większą wiarę można dać nieśmiałym próbom przedstawienia tworzenia się planet ziemskich w innej wersji niż obowiązująca.

II. Czy w ogóle możemy z niepodważalną pewnością stwierdzić jak powstał nasz układ planetarny?

Niedawno w jednym  z opublikowanych wykładów prof. Stephena Hawkinga, profesor stwierdza, że nasze Słońce powstało w drugiej lub trzeciej generacji. Tym krótkim stwierdzeniem potwierdza, że materiał z którego powstało nasze Słońce był już dwa lub trzy razy w środku innych gwiazd i wyrzucany w wybuchach supernowych gwiazd. Tak przetworzona materia zawiera wszystkie składniki niezbędne do uformowania nie tylko ziemskich planet, ale również organizmów żywych. Jak już wcześniej zostało tu wspomniane, część tego materiału nie brała udziału w tworzeniu się Słońca, lecz została przyciągnięta z odległych rejonów Wszechświata, do których zaczęła sięgać grawitacja nowo utworzonego Słońca, a po wejściu w Układ Słoneczny, również planety gazowe brały w tym udział.
Takie wyjaśnienie w tej kwestii byłoby na dzień dzisiejszy bardziej wiarygodne, chociaż tak naprawdę nie wiemy do dzisiaj jak rzeczywiście tworzyły się planety i galaktyki.

III. Krok dalej. 

Ukuta na podstawie stałej Hubbl’a teoria progresywnego rozszerzania się Wszechświata zapoczątkowanego wielkim wybuchem, ma między innymi tę słabość, że w końcu odpowiednio odległe galaktyki musiałyby przekroczyć prędkość światła. Nasi naukowcy w tej sytuacji przyjmują. że szybkość światła nie jest szybkością graniczną. Inaczej musieliby przyjąć, że galaktyki po przekroczeniu szybkości światła przestałyby nieodwracalnie istnieć przekształcając się w energię całkowitą tzn. E=mc2. Tym samym poza tą granicą skończyłaby się przestrzeń i czas. Teraz pozostałoby tylko znaleźć środek kosmosu i mamy rozmiary wszechświata. Ale tu niestety natrafiamy na kolejny problem, bo w myśl teorii rozbiegania się galaktyk, to jeśli jakimś cudem znaleźlibyśmy się w galaktyce, której prędkość dochodzi do granicy szybkości światła , okazałoby się, że stoimy w miejscu, a wszystkie inne galaktyki uciekają od nas, a nasz Układ Słoneczny przekracza właśnie szybkość światła i staje się nicością, czyli niepostrzegalną przez nas czystą energią (mechanizm takiej przemiany wyjaśniony został w niniejszym tekście w rozdz. XIV. „MASA”). Ponadto w galaktykach pędzących z podświetlną szybkością przebieg czasu zbliżałby się do ustania. Z kolei oglądając naszą galaktykę z tej odległej pędzącej galaktyki, okazałoby się, że to u nas, w naszej galaktyce i naszym Układzie Słonecznym czas zbliża się do ustania, nie wspominając  o przestrzeni, której też nie powinno już być.
Istnieje też teoria, że obecnie kosmos jest w fazie wydechu, po czym będzie w fazie wdechu i będzie się kurczył. Gdyby tak było, to oznaczałoby, że Wszechświat ma skończone rozmiary i pulsuje sobie. Jeśli jednak przyjmiemy, że Wszechświat jest nieskończony, to również jego wiek jest nieskończony. W tym wiecznym kosmosie, galaktyki, gwiazdy, planety mają swoje narodziny i mają swój ograniczony wiek. Tak jak człowiek ma swój ograniczony wiek, a materia z której jest zrobiony jest wieczna. Wszystko to dzieje się w sferze energii materialnej, podlegającej prawom fizyki. Może ona jednak przechodzić w stan energii całkowitej i tym samym zniknąć z naszego postrzegania. Jednakże ciągle nie wiemy jak z tej niewykrywalnej całkowitej energii rodzi się postać energii materialnej, postrzegalnej.

IV. A co z przestrzenią między galaktykami?

Szczególna teoria względności Einsteina wykluczyła ponoć istnienie eteru wypełniającego wszechświat co oznacza, że przestrzeń międzygwiezdną wypełnia pustka, czyli nic.
Wcześniejsi mędrcy i filozofowie nie uznawali próżni np. Parmenides (515-450 p.n.e.) twierdził, że wszechświat jest nieskończony, bo coś nie może stykać się z niczym. Wielu innych myślicieli również twierdziło, że wszechświat jest wypełniony, np. według Anaksymandra (610-546 p.n.e.) był to apeiron, Heraklita (ok.500 p.n.e.) logos, Anaksagorasa (500-428 p.n.e.) rozumny duch, Platona (428-347 p.n.e.) demiurg, Arystotelesa (384-322 p.n.e.) poruszyciel (eter-wieczny ruch wirowy), Leibnitza (1646-1716) monady, Hegla (1770-1831) absolut, według doktryny hinduskiej hare czyli energia wyższa, we wszystkich religiach  świata bóg o zróżnicowanych imionach w zależności od wyznawanej wiary. Obecnie mówi się o uznanej przez naukę ciemnej materii, nazywanej MACHO, wypełniającej w 23% pustą przestrzeń międzygwiezdną, występującą w postaci nie świecących i tym samym niewidocznych obiektów znajdujących się w przestrzeni kosmicznej oraz o ciemnej energii, wypełniającej przestrzeń kosmiczną w 73%. Pozostałe 4% stanowi znana nam materia, z której między innymi i my jesteśmy zbudowani.  
Tę ciemną energię i ciemną materię przyjmuje się jedynie dlatego, że we wszechświecie brakuje 90% materii bez której, ze względów grawitacyjnych, nie mógłby on istnieć i od której naukowcy w swoich pojęciach  nie mogą się oderwać, chociaż nie znajdują w niej żadnych cech fizycznych oprócz domyślnej grawitacji i temperatury. No właśnie, próżnia nie może mieć temperatury, ani wysokiej ani niskiej. Żadnej. Próżnia nie może też być przewodnikiem ciepła. A więc gorące ciało wyrzucone w kosmos, np. kula volframu rozgrzana do 3000 oC, nie powinna tracić temperatury nie stykając się z niczym, czyli pozostając w próżni, A jednak tak nie jest. Znaczy to, że przestrzeń międzygwiezdna nie jest próżnią. Ale w naszym pojęciu jest niebytem, ponieważ nie znajdujemy w niej nic (poza niską temperaturą – ok.2,5 stopnia Kelwina). Oznaczać to może, według wcześniejszych myślicieli, że to „nic” jest niewykrywalną przez nasze receptory postacią energii pierwotnej, determinującej fizyczne prawa materii dającej się rozpoznać i badać przez nas.
Hindusi nazywają tę postać energii, energią wyższą, zaś świat materialny energią niższą, biorącą swój początek z energii wyższej. Człowiek jest niczym innym jak energią niższą, materią, zorganizowaną w taki sposób, że manifestuje się w niej energia wyższa w postaci życia, psychiki, świadomości, myśli, instynktu, temperamentu itp. Oznaczać to może, że człowiek jest jedynym dostępnym na dzisiaj obiektem, w którym zawarty jest obraz całego kompletnego Kosmosu. I tak samo, jak nie można znaleźć w człowieku życia, świadomości, temperamentu, poczucia piękna, miłości itp. badając jego ciało i analizując je do ostatniego atomu, tak badając materię wszechświata nie znajdziemy w niej cech jej pochodzenia.
Ale tu uwaga, naukowcy zgodnie uważają jednak, że wszechświat powstał prawie z niczego, t.zn. z nieskończenie małego punktu. Pozostaje nam tylko dowiedzieć się skąd wziął się ten nieskończenie mały punkt i jesteśmy w domu.
Richard Feynman wprowadził do fizyki możliwość wielu historii świata, co obecnie zostało zaakceptowane jako fakt naukowy.
A więc teoria, że istnieje bliźniaczy wszechświat, tyle tylko, że zbudowany z antymaterii, jest też uprawniona do naukowego podejścia. Również teoria bran, w której wszechświat jawi się jako balon, na którego powierzchni żyjemy, pośród innych takich balonów, także jest równoprawna.
Zadziwiające jest jednak, że we wszystkich naukowych historiach Wszechświata pomija się zdolność Kosmosu do tworzenia bytów obdarzonych świadomością, intelektem i psychiką. Pojawiają się co prawda głosy, że tylko teoria naukowa, która obejmie kompletny Kosmos, wraz z człowiekiem i jego zdolnościami, może wyjaśnić czym jest Wszechświat.
Jak na razie naukowcy opisują Wszechświat jedynie w sferze materii podlegającej prawom fizyki. Człowiek nie tylko do niczego nie jest potrzebny w tych badaniach, ale nawet nie ma dla niego miejsca, gdzie mógłby stać się niezbędną częścią Kosmosu , bez której badania Wszechświata byłyby jedynie fragmentaryczne. Dlatego właśnie, nasza wiedza o Wszechświecie dotyczy jedynie materii, z której jest zbudowany. Nie wiemy nic o jego funkcjonowaniu, co determinuje jego przemiany i ewolucję. Skąd bierze się jego zdolność przejawiania intelektualnej świadomości i psychiki.
Człowiek zarówno w życiu codziennym, jak i w badaniach naukowych materii i Wszechświata, ustawia siebie na zewnątrz świata. Zajmuje miejsce stwórcy, mimo że nim nie jest. Stwórca siłą rzeczy musi znajdować się na zewnątrz swojego tworu. My nie stworzyliśmy Kosmosu, pojawiliśmy się w nim jak już istniał. Wygląda na to, że Kosmos stworzył nas. Wówczas nie byłoby nic dziwnego w tym, że czujemy się na zewnątrz swojego stwórcy. Chyba, że jesteśmy jednością z Kosmosem, tak jak wszystko co w nim istnieje.
Materię zbadaliśmy do granic jej podległości prawom fizyki. Nie znaleźliśmy w niej żadnej przesłanki życia, świadomości i intelektu. Model standardowy materii obejmuje jej elementy składowe, takie same w całym Wszechświecie, ale nie wyjaśnia naszego istnienia, mimo, że zbudowani jesteśmy z materii objętej modelem standardowym.
To ustawianie się obok świata nie jest cechą jedynie człowieka. Podobnie zachowują się zwierzęta. Wyznaczają swoje tereny, które w ich poczuciu są ich własnością. Samo poczucie własności jest cechą odrębności od świata, w którym żyjemy. Coś w tym musi być. Nie można tego zlekceważyć i pominąć milczeniem.   

V.   

Wróćmy jednak do istoty życia, które jak wszystko na to wskazuje, zostało przywleczone na ziemię przez komety i planetoidy, a później genetycznie zmodyfikowane przez przybyszów z kosmosu w istoty inteligentne. Nie wyjaśnia to jednak źródła jego pochodzenia, mechanizmu programowania DNA i celu do którego zmierza.
Przyjmując teorię wielkiego wybuchu, według której kosmos narodził się z nieskończenie małego punktu, nasuwa się pytanie gdzie wówczas było życie świadomość, intelekt, czy też w tym nieskończenie małym punkcie?. Logicznie wydaje się, że ta właściwość kosmosu jest najistotniejsza. Bez życia i świadomości wszechświat nie istniałby. Sama materia nie wiedziałaby o swoim istnieniu i rozwoju. Byłoby jej wszystko jedno czy jest nieskończenie małym punktem, czy nieskończonym wszechświatem, który tylko istotom obdarzonym zmysłami i zdolnościami postrzegania jawi się jako piękny trójwymiarowy obraz. Sama zaś, biorąc pod uwagę strukturę atomu, jest pustką, przynajmniej w naszych pojęciach.
Pustkę tę plastycznie przedstawiają Harald Lesh i Jorn Muller w swojej książce „NASZ WSZECHŚWIAT’ „Gdyby atom był wielkości stadionu olimpijskiego w Monachium, elektrony krążyłyby wokół jego korony, to znajdujące się pośrodku boiska jądro atomowe miałoby zaledwie rozmiary ziarenka ryżu”. W dodatku jądro atomu i wirujące wokół niego elektrony, to też tylko ładunki energii, pola sił, nie postrzegalne zmysłami pojedynczo.

VI.   

Ponieważ nie znajdziemy w atomie, nawet wyjętym z serca żywego stworzenia, najmniejszego  śladu życia, to musi ono być gdzieś między atomami w postaci niewykrywalnej energii, która przejawia się w strukturach zorganizowanych  z atomów według programu DNA.
Naukowcy nie mogą przyjąć takiej hipotezy, bo póki co, nie da się jej udowodnić. Nie są jednak do końca konsekwentni. W pięknie skonstruowanej teorii wielkiego wybuchu napotykają na nie dające się naukowo wyjaśnić luki, ale przechodzą nad nimi do porządku, nazywając je osobliwościami. A z takich osobliwości zbudowana jest przecież cała materia, tyle, że zorganizowana w atomy podlega już dającym się określić logicznym prawom, pozwalającym przewidzieć jej zachowania w określonych warunkach fizycznych. Jednakże sam atom jest osobliwością. Np. dlaczego nie wyczerpuje się energia elektronów, protonów i działających w nim sił elektromagnetycznych, albo gdzie ukryta jest energia, która wyzwala się przy rozczepianiu jądra. Chodzi o to, że źródło jego energii jest nieznane i niewyczerpalne. Dlaczego?. Naukowcy powiedzą – bo tak jest. A przecież to takie nie naukowe. 

VII.    

Przyjmując hinduską doktrynę świata składającego się z energii wyższej i energii niższej, która wywodzi się z energii wyższej i jest przez tę ostatnią determinowana, można założyć, że każdy atom posiada wszystkie cechy życia i jak twierdził Teilhard de Chardin (1881-1955) także psychikę, tyle tylko, że fizycznie nie rozpoznajemy istnienia energii wyższej.
Co wskazywałoby na jej istnienie?: Ksenofanes (580-470 p.n.e) twierdził, że prawda ostateczna istnieje, ale człowiekowi niepodobna jej odkryć, a nawet gdyby tak się stało, to i tak jej nie rozpozna, gdyż wszystko zacierają pozory. 
Parmenides (515-450 p.n.e.) wzniósł się ponad granice powszechnych i złudnych mniemań ludzi i w oderwaniu od świata doświadczanego zmysłami dochodzi czysto rozumowo, metodą dedukcji, do zrozumienia istoty bytu. Twierdził, że gdyby w rzeczach, w zjawiskach przyrody istniała różnorodność albo zmienność, oznaczałoby to, że istnieje coś, co dopiero się staje, że jest bytem coś, co nie jest jeszcze tą albo ową rzeczą albo coś co może przestać nią być. Lecz przecież nie ma sensu nazywać istniejącym, czyli bytem czegoś, czego nie ma. Istnieje tylko byt. Skoro zaś byt nie ma początku, nie może też przeminąć, gdyż stałby się niebytem, a niebytu nie ma. Zatem byt jest wieczny. Jest jednolity, ciągły i niepodzielny. Uważał on, że byt jest jeden, stały i nieruchomy, gdyż gdyby mógł się przemieszczać, oznaczałoby to, że przesuwa się na miejsce gdzie nic jeszcze nie ma. Ale nic, czyli próżnia nie istnieje.
Zestawiając rozumowanie    Parmenidesa ze szczególną teorią względności Einsteina, można dostrzec analogię między energią całkowitą materii E=mc2, a bytem określonym przez Parmenidesa. Można również dostrzec analogię między bytem Parmenidesa, a energią wyższą (HARE) w doktrynie filozoficznej Hindusów, którzy twierdzą, że świat, który widzimy i w którym żyjemy rzeczywiście istnieje, ale byłoby ułudą wierzyć, że jest on jedyną rzeczywistością. Według nich jedyną rzeczywistością jest energia wyższa, a to co widzimy jest tylko jedną z nieskończenie możliwych form jej przejawiania się (energia niższa)
Trzeba tu przytoczyć ideę splątania wynikającą z zasady wykluczania, sformułowanej w 1925 r. przez Volfganga Pauliego. Pewne pary subatomowych cząsteczek wiedzą o sobie nawzajem nawet gdy są oddalone na dowolnie duże odległości. Cząsteczki posiadają pewną cechę zwaną spinem. Zgodnie z teorią kwantową w momencie, gdy mierzy się spin jednej cząsteczki z takiej pary, spin drugiej z nich natychmiast staje się całkowicie określony i przeciwny do spinu pierwszej, niezależnie od tego, jak daleko od siebie cząsteczki te znajdują się. Zjawisko to zostało potwierdzone w wielu eksperymentach, między innymi w 1997 r. fizycy z uniwersytetu w Genewie posyłali fotony na siedem mil w przeciwnych kierunkach i zademonstrowali, że zarejestrowanie jednego z nich powoduje natychmiastową reakcję u drugiego. Naukowcom nie pozostało nic innego w takiej sytuacji jak stwierdzić, że szybkość światła nie jest prędkością graniczną. Odkrycie i udowodnienie, że jedna cząstka może w sposób natychmiastowy oddziaływać na drugą, odległą o tryliony kilometrów, było sprzeczne ze szczególną teorią względności, bowiem nic nie może przekraczać prędkości światła. Jeśli jednak potraktujemy szerzej szczególną teorię względności i nie zatrzymamy się na granicy prędkości światła, lecz przejdziemy w sferę wynikową wzoru E=mc2, to znaczy poza graniczną prędkość światła i znajdziemy się w świecie energii całkowitej materii, wolnej od czasu i przestrzeni, w której nie ma miejsca na pojęcie prędkości, to wówczas może okazać się, że informacje między parą subcząsteczek nie muszą pokonywać żadnej odległości i przekazywane są nie w świecie czasu i przestrzeni, lecz w świecie energii całkowitej materii, która jako byt u Parmenidesa jest jednolita, ciągła i niepodzielna, ta sama w każdym punkcie kosmosu i chodzi tu o szybkość zachodzenia zjawisk, a nie o szybkość ruchu, a także dowodzi, że Kosmos jest jednością. Można tu przytoczyć wypowiedź Maxa Plancka na temat właściwości materii: „Jestem fizykiem, a więc człowiekiem służącym całe życie nauce ścisłej, zajmującym się badaniami materii, nie można więc uznać mnie za marzyciela. A po zakończeniu moich badań atomu powiem tyle: „Materia jako taka nie istnieje! Wszelka materia powstaje i trwa tylko za pośrednictwem siły (czyli energii), wprawiającej w drgania cząsteczki atomowe i sprawiającej, że tworzą one najmniejszy układ słoneczny atomu. Ponieważ jednak nie ma siły ani inteligentnej, ani wiecznej jako takiej, to musimy przyjąć, że za siłą tą stoi świadomy, inteligentny duch. Duch ten jest przyczyną wszelkiej materii”. Max Planck doszedł, w drodze naukowych doświadczeń, do poglądu wyrażonego przez starożytnych myślicieli, którzy wywnioskowali to bez badań właściwości materii. A swoją drogą warto byłoby poważnie zbadać skąd o tym wiedzieli Indianie - „Wielki Duch Manitu.”

 VIII.   

Nie można umniejszać roli badań laboratoryjnych, doświadczalnych i obserwacyjnych materii. Dają one jednak pewność jej poznania, przynajmniej w obszarze znanych nam praw fizyki. Ale bez włączenia i uznania wyższości rozumu nad wynikami badań laboratoryjnych materii nie zdołamy przeniknąć jej istoty, która jak na razie, jest poza obszarem badań doświadczalnych. W końcu rozum, zdolność inteligentnego myślenia, jest cechą Kosmosu, którego jesteśmy częścią. Kosmos nie ma tajemnic przed sobą. Szukajmy więc wiedzy o istocie materii nie tylko w atomach, ale także, a na obecnym poziomie badań laboratoryjnych przede wszystkim, w funkcji Kosmosu przejawiającej się w rozumie i jego zdolności logicznego myślenia. Byłby to powrót do metod poznawczych stosowanych przez starożytnych, ale  obecnie na znacznie wyższym poziomie wiedzy udokumentowanej badaniami. Krótko mówiąc droga do poznania materii i tajemnicy życia nie powinna być jednostronna, ograniczona wyłącznie do badań doświadczalnych, tym bardziej, że wiemy już, iż im głębiej wchodzi się w strukturę materii tym większe obszary nie poddają się badaniom laboratoryjnym. Np. elektron, jak na razie, jest tajemnicą wielką jak Kosmos. Gdybyśmy mogli odpowiedzieć chociaż na jedno pytanie – jaka siła wprowadza go w drgania o niewyobrażalnej częstotliwości 10 do dwudziestej trzeciej potęgi na sekundę.

IX.    

Może warto byłoby zastosować tutaj metodę, która sprawdziła się w badaniach położenia cząsteczki w określonym miejscu, w danym czasie. Zastosowanie czasu rzeczywistego w tych badaniach napotyka na trudności techniczne, bowiem w rzeczywistej czasoprzestrzeni współrzędne czasu i przestrzeni są rozbieżne, tzn. w każdym punkcie kierunki czasowe leżą wewnątrz stożka światła, a przestrzenne na zewnątrz. Trudność tę pokonano stosując czas urojony, którego współrzędne pokrywają się ze współrzędnymi przestrzeni. Znika wówczas różnica między czasem i przestrzenią. W ten sposób tworzy się czasoprzestrzeń (nazwaną euklidesową) z urojoną współrzędną czasową, dzięki której stało się możliwe ustalenie położenia cząsteczki w określonym miejscu w danym czasie, w rzeczywistej czasoprzestrzeni. Spróbujmy zastosować w badaniach materii podobną metodę, tylko z tą różnicą, że byłaby to urojona energia, której nie postrzegamy, a której logicznie brakuje nam w badaniach zarówno  mikro świata  jak i makro świata.  

X.    CZAS

Gdybyśmy żyli na elektronie atomu, to nasz rok równałby się jednemu obrotowi elektronu wokół jądra. Biorąc pod uwagę ruch wirowy (obrotowy) charakteryzujący cały kosmos (np. jeden obrót naszej galaktyki równa się ok. 200 mln. lat) to nasza Ziemia wirująca w tempie 200 mln. obrotów wokół słońca na jeden obrót galaktyki wygląda jak byśmy żyli na elektronie atomu.
Trudno byłoby oceniać cały Wszechświat obserwując go z elektronu atomu, a wobec mechanizmu całego Kosmosu,  w takiej sytuacji znajdujemy się.
Według teorii Einsteina wraz ze wzrostem prędkości czas zwalnia. Po przekroczeniu prędkości światła znika czas i tym samym przestrzeń. Według wyliczeń K.P. Staniukowicza  statek kosmiczny napędzany emisją światła może osiągnąć taką szybkość, że w czasie 65 lat jego podróży, na ziemi minie 4,5 mln. lat. Po 28 latach statek ten dotarłby do najbliższej galaktyki – Mgławicy Andromedy, odległej o 2.250.000 lat świetlnych. Świat nauki potwierdza prawdziwość tego wyliczenia, które każdy może sprawdzić posługując się tablicą logarytmiczną. Gdyby z tego statku kosmonauta mógł obserwować nasz układ słoneczny to musiałby widzieć ogromne przyśpieszenie obrotów planet wokół Słońca. A przecież wszystkie informacje z Kosmosu docierają do nas z szybkością światła, mierzoną zegarem słonecznym. Na przykładzie kosmonauty możemy stwierdzić, że odległości jakie pokonują informacje przychodzące do nas z Kosmosu nie są obliczane na podstawie czasu ich lotu i prędkości z jaką do nas docierają, lecz mierzone są według czasu wyznaczonego obrotami naszej planety wokół Słońca. Jeśli czas zwalnia w funkcji przyrostu prędkości, to musi również mieć to ścisłą zależność z przestrzenią. Wraz z zanikiem czasu, zanika przestrzeń. Wszystko wskazuje na to, że dla statku przestrzeń kurczy się, skoro w czasie 28 lat swojego lotu może pokonać przestrzeń 2.250.000 lat świetlnych. Czy światło rzeczywiście pokonuje przestrzeń statycznie niezmienną, skoro osiąga prędkość  graniczną dla parametru czasu? Czy przestrzeń, tak jak czas, zmienia się w funkcji przyrostu prędkości? Logiczne wydaje się, że parametry czasu i przestrzeni zmieniają się w funkcji ruchu niezależnie od tego co osiąga daną prędkość. A więc nie ważne czy będzie to statek, czy światło. Gdyby w ciągu 28-śmioletniej podróży statek wysyłał, co rok, sygnał radiowy, to na Ziemi odbierano by go co 79.464 lata przez 2.250.000 lat. Gdyby w drodze powrotnej, trwającej również 28 lat, wysyłał co rok sygnał radiowy w kierunku Ziemi, to pierwszy sygnał powinien dotrzeć do Ziemi po 2.250.000 lat. Jeżeli statek podróżowałby z szybkością jednakową w obie strony, to powinien wrócić na Ziemię po 28 latach podróży. Wysyłane przez niego sygnały radiowe byłyby szybsze jedynie o różnicę szybkości światła w stosunku do szybkości statku i musiałyby dotrzeć do Ziemi przed statkiem. W każdym razie sygnały wysyłane ze statku nie mogłyby lecieć dłużej niż statek. A więc również dla światła i fal radiowych kurczy się przestrzeń i kurczy się czas. Wiadomość radiowa z Andromedy dotarłaby do Ziemi w czasie rzeczywistym, krótszym niż 28 lat. Na tym przykładzie można wnioskować, że czas rzeczywisty docierania do nas informacji z Kosmosu jest znikomy w porównaniu z czasem odmierzanym przez nasz Układ Słoneczny. Warto było by pokusić się o komputerowe uruchomienie zegara kosmicznego, w którym kółeczko naszego układu słonecznego wirowałoby z szybkością pozwalającą obserwować ruch największych kół całego mechanizmu zegara Kosmosu. Mogłoby się wówczas okazać, że cały Kosmos podlega powszechnemu we wszechświecie ruchowi wirowemu, w którym poszczególne „kółka” miałyby różne prędkości obrotowe i tym samym każde z nich odmierzałoby własny czas.
Czas to miara zdarzeń w stosunku do czegoś. Kosmos, zarówno jako skończony, osadzony w nicości byt, jak i nieskończony Wszechświat, nie ma odniesienia do czegoś, a więc nie istnieje dla niego czas. Jest bezczasowy. Oznacza to także, że nie istnieje dla niego ruch i przestrzeń. Jest nieruchomy i bez przestrzeni. Tym samym nie może się ani poszerzać, ani kurczyć. Tu, na Ziemi, mamy do czynienia jedynie z czasem lokalnym, na przykład, nasz czas mierzony jest obrotami Ziemi wokół Słońca. Ale jest to czas lokalny dla naszego Układu Słonecznego. Każdy inny układ, każde inne zjawisko, może mieć, jak wyżej wspomina się, swój inny upływ lokalnego czasu. Przykładem jest tu właśnie statek kosmiczny napędzany emisją światła. Nie można naszego czasu lokalnego stosować do pomiaru całej przestrzeni Wszechświata, bo może w niej być tyle różnych pomiarów ile lokalnych czasów i logiczne wydaje się, że w  każdym lokalnym czasie pomiar przestrzeni będzie inny. Nie dałoby się tych pomiarów zsumować, bo w każdym momencie mogą występować w Kosmosie biliony zmian w parametrach upływu czasu i tym samym w pomiarach przestrzeni. W takiej sytuacji  nasuwa się stwierdzenie, że czas i przestrzeń w Kosmosie, jako całości, są nie mierzalne ze względu na brak stałej ich parametrów wyjściowych. Jednocześnie oznacza to, że czas jest decydującym wymiarem (czwartym) o rozmiarach pozostałych trzech wymiarów przestrzeni.
Jak na razie, nie jesteśmy w stanie ani ocenić ani obliczyć czasu i tym samym przestrzeni we Wszechświecie. A więc nieoznaczoność dotyczy nie tylko elektronu, ale także czasu. Zresztą to właśnie za przyczyną nieoznaczoności czasu, elektron jest nie do uchwycenia. 

XI.  RUCH

 Naukowcy mrówczą pracą dostarczyli już dostatecznie dużo materiału empirycznego i teorii potwierdzonych matematycznie, żeby na ich podstawie można było wyprowadzać nowe ogólne teorie, w ramach których należałoby przyjąć nowe punkty widzenia w badaniach podstawowych wszechświata.
Spróbujmy zestawić jeden z aspektów przemyśleń na przestrzeni 2,5 tys. lat dotyczących ruchu. Zacznijmy od bytu Parmenidesa. Jedną z jego cech jest bezruch. Uczeń Parmenidesa, Zenon z Elei logicznie dowodził, że nasze pojęcie czasu i zmienności, ruchu i różnorodności jest jedynie iluzją. Swoje rozumowanie przedstawił w dwóch paradoksach.
1.      Paradoks dychotomii (dwudzielności) polega na tym, że przedmiot poruszający się do celu najpierw przebywa połowę drogi do celu, następnie połowę pozostałej drogi i tak w nieskończoność nie osiąga celu. Przy tym dotykając kolejno nieskończonej ilości punktów na tej drodze, w każdym z nich pozostaje w spoczynku, czyli nie porusza się.
2.      Drugi paradoks mówi o tym, że strzała wypuszczona z łuku w każdej z chwil nie porusza się, lecz spoczywa w przestrzeni – czyli spoczywa zawsze.  
Do dzisiaj nie przedstawiono dowodu zbijającego jego argumentację. Wywód Zenona jest logiczny i nie do podważenia. Trudność jego zrozumienia polega na tym, że obserwator przyjmuje umowny cel lotu strzały, a nie rzeczywisty. Niech będzie to np. jabłko na torze lotu strzały. Dla strzały cel jest jeden, a obserwator może wyznaczyć na jej drodze nieskończoną liczbę umownych celów. Dla niego może to być jabłko, ale nie dla strzały. Ona zawsze najpierw pokonuje połowę drogi, bo ta następna znowu dzieli się na pół. Jej zatrzymanie zatem musi zawsze nastąpić przy pokonywaniu pierwszej połowy ostatniego odcinka. Generalnie strzała pokonuje zawsze i jedynie pierwszą połowę kolejnego odcinka do celu. Oczywiście cel strzały może znajdować się w jakimś punkcie w jabłku. Ale strzała nigdy do niego nie dotrze.
Możemy przytoczyć tu współczesne nam zjawisko iluzji ruchu. Oglądany na ekranie kina wyścig bolidów to projekcja kolejnych obrazów utrwalonych w bezruchu na kliszy (ruch składa się z elementów bezruchu).
Człowiek żyje w świecie nieuświadomionej, naturalnej iluzji ruchu. Skoro żyjemy w takim iluzorycznym środowisku, to naturalną rzeczą jest zdolność człowieka do kojarzenia zaobserwowanych, często przypadkowo, zjawisk, ze skłonnością tworzenia, na swój użytek,. własnej iluzji ruchu, np. projekcję filmową. Te zdolności skojarzeń i skłonności wywodzą się z zakodowanych w człowieku przesłanek jego związku z naturą Wszechświata. Objawia się to dążeniem do przyswajania właściwości materii Kosmosu do swoich potrzeb.
Naukowcy weszli na tyle głęboko w materię, że jej badania znalazły się poza iluzorycznie postrzeganą przez nas rzeczywistością. Współczesne badania cząstek elementarnych materii w pewnych aspektach potwierdzają bezruch wszechświata. Np. próba ustalenia położenia elektronu w danym czasie na orbicie wokół jądra atomu napotykała na problem uchwycenia takiego momentu ponieważ, jak to określali badacze, elektron w każdym miejscu jest i nie jest jednocześnie. Dzieje się tak ponieważ parametry czasowe mieszczą się w stożku światła , a parametry przestrzenne na zewnątrz stożka światła, w związku z czym nie zachodzi między nimi korelacja. Są rozbieżne. Wzór na szybkość światła jest tożsamy z równaniem powierzchni stożka. Wg Vikipedii „wszystkie linie świata światła wysłanego z jednego punktu w jednej chwili spełniają równanie, które odpowiada równaniu powierzchni stożka, którego osią jest oś czasu”. Dlatego roboczo, granice szybkości światła nazywamy stożkiem światła. Logiczne jest, że jeśli przekroczymy szybkość światła i wyjdziemy tym samym  poza stożek światła, to poza nim nie będzie istniał czas. A droga pokonywana w czasie jest przestrzenią, przynajmniej w pojęciach naukowych. Ale przestrzeń nie może zaistnieć w stożku światła, a czas poza nim, ponieważ poza nim nie ma już czasu, a w stożku światła nie ma przestrzeni. Nic dziwnego, że naukowcom nie udało się ustalić położenia elektronu na orbicie atomu w danym czasie i miejscu. Mogli obliczyć czas, ale wtedy nie znali miejsca znajdowania się elektronu, albo miejsce jego znajdowania się, ale wtedy nie znali czasu w jakim tam znalazł  się. Prosty, a jednoczenie godny podziwu wybieg stworzenia urojonej euklidesowej rzeczywistości (opisane to zostało wyżej w tym tekście), pozwolił przyłapać elektron, chociaż sprytnie tego unikał. Ale jednocześnie dowodzi to, że natury rzeczywistego świata nie znamy. Dowodzi też, że ruch jako taki nie istnieje. Postrzegamy go jedynie w świecie urojonym, w sztucznie stworzonej czasoprzestrzeni euklidesowej. Heisenberg dokonując pomiaru pędu i miejsca znajdowania się elektronu stwierdził: „trajektoria istnieje tylko, gdy ją obserwujemy.” Oznacza to, że ruch i przestrzeń istnieje tylko w naszych zmysłach. Można podejrzewać, że żyjemy w świecie wirtualnym.
Wróćmy do elektronu, który podlega naukowo stwierdzonym drganiom 10 do dwudziestej trzeciej potęgi na sekundę i jak stwierdzili naukowcy jest i nie jest jednocześnie  w danym miejscu i w danym czasie. Zestawmy to z polem Higgs’a wypełniającym cały wszechświat i uznanym przez świat nauki. Wprowadzono nawet do modelu standardowego bozon Higgs’a, którego zadaniem jest nadawanie masy hadronom i leptonom, czyli materii jako takiej w ogóle. Pole Higgs’a od czasów starożytnych różnie było nazywane, ale przypisywane były mu te same cechy. Porównajmy to pole do bytu Parmenidesa. A więc wypełnia i przenika cały wszechświat, jest ciągłe, niepodzielne, nieruchome, to samo w każdym punkcie Wszechświata. Naukowcy intuicyjnie przyznają mu zdolność nadawania masy cząsteczkom podstawowym. Ponieważ przenika całą materię wszechświata i nadaje jej masę, to pozostałoby jeszcze przyznać temu polu zdolność determinowania materii we wszystkich jej przejawach. Przyjmując pole Higgs’a w tej roli możemy wyeliminować ruch w naukowych badaniach Wszechświata. Empiryczne badania położenia elektronu w danym czasie skwitowane było, że jest on i nie jest jednocześnie w dany miejscu, w danym czasie. W tym stwierdzeniu może być zawarta rzeczywista natura materii. Może oznaczać to, że rzeczywiście tak się to dzieje, tzn. elektron nie krąży lecz staje się w każdym miejscu na orbicie ustalonej wokół jądra atomu. Oznaczałoby to, że elektron nie poddany jest ruchowi lecz w każdym miejscu, w którym pojawia się stoi. Byłoby to niejako falowe pojawianie się i znikanie cząsteczek pozostających w bezruchu, a nie ich drganie. Byłoby to również wyjaśnienie drugiego paradoksu Zenona z Elei, dot. lotu strzały, która w każdej z chwil nie porusza się, lecz spoczywa w przestrzeni, czyli spoczywa zawsze. Biorąc pod uwagę powyższe przemyślenia i doświadczenia naukowców można konkludować, że postrzegany przez nas ruch składa się z elementów bezruchu, jawiący się w różnych miejscach z częstotliwością nie postrzeganą przez nas. Wszechświat byłby wówczas jednością, w której nie ma miejsca na ruch, czas i przestrzeń. Wtedy pary subatomowych cząsteczek o określonych spinach mogą reagować jednocześnie wzajemnie na siebie niezależnie od odległości. Również pozorne rozchodzenie się lub kurczenie Wszechświata może występować jedynie w granicach szybkości światła. Zależałoby to jedynie od częstotliwości pojawiania się i znikania cząsteczek materii. Podobnie jak w filmie, im większa ilość obrazów pojawia się i znika w określonym czasie, tym ruch jest wolniejszy i odwrotnie im mniej obrazów pojawia się i znika tym pozorny ruch jest szybszy. Generalnie można stwierdzić, że byt Parmenidesa jest bezczasowy, a przejawianie się bytu w materii, w naszym postrzeganiu zachodzi w urojonym czasie i tym samym w urojonej przestrzeni.
 Skoro materia nie może podlegać ruchowi, a jedynie pojawiać się i znikać w czasoprzestrzeni, tzn. przechodzić w naszym pojęciu z niebytu do bytu i odwrotnie, z ogromną częstotliwością, zachowując przy tym konkretną formę jej integracji, to będąc w danym momencie w niebycie, bez przestrzeni i czasu, może pojawić się w dowolnym miejscu w czasoprzestrzeni. Stabilność występowania materii może polegać na tym, że pojawianie się i znikanie subatomowych cząsteczek pierwiastka nie następuje jednocześnie. Może to być przyczyną zachowania konkretnych form występowania materii w konkretnym miejscu. Naukowcy uznają jednak, że materia może ulec dezintegracji, a to znaczyłoby, że wszystkie cząsteczki danej materii zniknęły by jednocześnie i nie pojawiłyby się już w tej samej formie, w tym samym czasie i w tym samym miejscu. Fizycy przy pomocy akceleratorów doświadczalnie uchwycili w detektorach moment krótkotrwałego pojawiania się z nicości subatomowych cząsteczek, których czas istnienie trwa zaledwie 10 do minus dwudziestej czwartej potęgi sekundy, a bardziej stabilnych 10 do minus siódmej potęgi sekundy. Pozostaje tylko uznać i doświadczalnie potwierdzić, że pozostała materia podlegająca prawom fizycznym nie znika trwale po tak krótkim istnieniu, lecz podlega ciągłemu pojawianiu się i znikaniu z, jak na razie, niewykrywalną częstotliwością. Cząsteczka która istniała zaledwie 10 do minus dwudziestej czwartej potęgi sekundy mogła w tym czasie pojawiać się i znikać , jeśli częstotliwość tego zjawiska zachodziłaby w okresach krótszych niż 10 do minus dwudziestej czwartej sekundy. W każdym razie istnienie cząsteczki 10 do minus siódmej potęgi sekundy wskazuje na to, że jakiś czas podlegała znikaniu i pojawianiu się.
Wydaje się, że naukowcy odkryli już, że świat jest nieruchomy, nie mają tylko odwagi zdefiniować tego. Nie musiałoby to wcale rujnować ich dotychczasowego dorobku, tak jak uznanie i stosowanie w lotach kosmicznych geometrii Łobaczewskiego nie rujnuje geometrii euklidesowej. Odkryte przez ludzi prawa fizyczne obowiązywałyby nadal tak jak obowiązuje nadal wymyślona geometria euklidesowa.

XII.  PRZESTRZEŃ

Jak już wcześniej tu wspomniano cząsteczki pojawiają się i znikają w sposób statystycznie uporządkowany, co m.in. zapewnia nam życie i stosowną do niego infrastrukturę. Wygląda to tak, jakby proces pojawiania się cząsteczek był sterowany elektronicznie. Przecież człowiek nie stworzył elektroniki. Odkrył tylko możliwość takiego zachowania się energii, jaką jest materia i z pewnością jest to tylko przedproże jej możliwości, w porównaniu chociażby z procesem myślenia człowieka, który, jak wszystko na to wskazuje, uporządkował jedynie elektroniczną naturę materii w pożądane dla siebie zasady działania, wymuszone siłą dodatkowej energii wprowadzonej do wyodrębnionych systemów. Nie mniej, nasz mózg jest jak na razie najdoskonalszym elektronicznym, lub jak kto woli, bioelektronicznym, komputerem sterującym wszystkimi procesami i funkcjami całego organizmu i nie jest on zaprojektowany i zbudowany przez ludzi. Więc dlaczego elektronika miałaby dotyczyć tylko budowy i funkcjonowania jedynie naszego mózgu i wyodrębnionych przez człowieka systemów, a nie funkcjonowania całej materii we Wszechświecie. Pojawianie się i znikanie cząstek elementarnych materii musi być sterowane elektronicznie. Inaczej chaos byłby nie do opisania. Przechodzenie cząstek materii (energii) z bytu bez czasu i przestrzeni, w nasz świat, z zachowaniem idealnego porządku  miejsca i czasu oraz ciągłością zachowania procesów fizycznych i chemicznych nie może być chaotyczne. Wbrew pozorom nie ma w świecie materii przypadkowości ani chaosu. Inaczej nie mogłoby to ich pojawianie się przechodzić w podległość tak sztywnych praw fizyki, jak to w rzeczywistości dzieje się. Przy czym nie ma tu ostrej granicy przechodzenia cząstek materii (energii) ze sfery nie podlegającej prawom fizycznym do sfery sztywnych praw fizyki. Ich pojedyncze występowanie cechuje nieoznaczoność, na co zwrócił uwagę Werner Heisenberg, stwierdzając, iż „fizyka klasyczna w mikroświecie przestaje obowiązywać.” Ich podległość prawom fizyki następuje dopiero gdy są zorganizowane w atomy. Działa to jak młyn. Trudno przewidzieć, które ziarno zostanie zmielone w danym czasie, ale w końcu wszystkie ziarna zostaną zmienione w mąkę. Można i tu dopatrzeć się przypadkowości i chaosu, ale w rzeczywistości go nie ma. Program zmielenia ziarna w mąkę zostanie zrealizowany nie przypadkowo. W końcu my jesteśmy przykładem, jako część Kosmosu, że potrafimy działać celowo i nawet precyzyjnie, chociaż jak na razie niczego nie stworzyliśmy, tylko odkrywamy możliwości tam, gdzie się nam to uda, ale ciągle nie potrafimy odkryć samych siebie. Spróbujmy od tego zacząć od nowa, abyśmy ciągle nie wypatrywali znaku dymnego jak ten Indianin, podczas gdy nad jego głową krzyżują się miliardy elektronicznych znaków informacyjnych, o których nie ma pojęcia. W nauce świat postrzegany jest mechanicznie, nawet dziedzina sięgająca najgłębiej w materię zwana jest „mechaniką kwantową”. Nic w tym dziwnego, świat jawi się mechanicznie, jak w zegarku, począwszy od wirującego kółka atomu, a kończąc na mechanicznym tworzeniu się gwiazd. Ale tak wygląda świat z odwrotnej, zewnętrznej, strony. Nauka błądzi po powierzchni zjawisk, które w zakresie naszego pojmowania zachodzą według zdefiniowanych praw fizyki. Zwrócił na to uwagę Teilhard de Chardin: „Wierzę w naukę. Ale czy choć raz dotąd zadała sobie trud, by spojrzeć na świat inaczej niż od odwrotnej strony rzeczy.” Wymownym przykładem może tu być szczególna teoria względności Einsteina, wyrażona równaniem matematycznym, wyprowadzonym od odwrotnej strony, czyli do tyłu: „m” masa jest formą końcową Kosmosu, a w równaniu jest wielkością wyjściową, pomnożoną przez szybkość światła „C” do kwadratu. W wyniku tego wstecznie skonstruowanego równania, masa wraca do swojej pierwotnej postaci, czyli staje się czystą energią, z której powstała materia. Człowiek albo utracił wiedzę, albo dostęp do niej jest zakodowany w jego mózgu, podobnie jak są zakodowane dostępy do strzeżonych programów komputerowych. Na szczęście mamy „hakerów”, którzy włamują się do tej zakodowanej wiedzy tylną furtką. To znaczy docierają do programów, zaczynając dociekania od gotowej struktury, aż do programu, według którego zostały skonstruowane. Przykładem może tu być badanie organizmów żywych, aż do kodu DNA. Trzeba jednak przyznać, że jesteśmy skazani na badanie otaczającej nas rzeczywistości, od powierzchni zjawisk. Wraz z głębszym poznawaniem natury materii budujemy równocześnie infrastrukturę techniczną i naukową niezbędną do coraz głębszych badań i poznania istoty świata, którego jesteśmy częścią. Ale obecnie mamy już wystarczającą wiedzę, by nie traktować otaczającej nas rzeczywistości mechanicznie, wiemy już, że atomy nie łączą się haczykami i otworkami, jak wyobrażał to sobie Demokryt. Mamy przecież  zegarki elektroniczne i chociaż objawiają się nam ruchem wskazówek, to wiemy, że ruch ten inicjowany jest elektronicznie. Atom jest elektronicznie złożoną strukturą, powstaje elektronicznie według określonego programu. Kod DNA jest tego przykładem i dowodem. Struktura organizmów, tak jak struktura materii jest skonstruowana według programu elektronicznego. Człowiek na razie potrafi rozbijać materię i zderzać jej elementy. Dotychczas, ciągle jest to podstawowa metoda badań naukowych fizyki cząstek elementarnych. Ale na dzień dzisiejszy jest to zbyt prymitywny sposób (przypomina to trochę łupanie kamienia, tylko, że obecnie na poziomie naukowym). Wydaje się, że na obecnym poziomie wiedzy i doświadczeń nadeszła już chyba pora na zmianę podejścia do badań natury materii, z mechanicznego na elektroniczne. Otworzyłby się wówczas nowy, duży obszar badań naukowych.

XIII. CZASOPRZESTRZEŃ

Nie wiemy co to jest czasoprzestrzeń, nie wiemy co to jest materia, nie wiemy co to jest energia.
Spróbujmy jednak poskładać to co już wiemy. Wiemy, że foton nie ma masy (przynajmniej w nauce taki pogląd panuje). Wiemy, że foton leci w przestrzeni po prostej geofizycznej linii. Wiemy, że grawitacja Słońca powoduje zagięcie tej prostej geofizycznej linii lotu fotonu. Wiemy też, że foton nie może reagować na grawitację Słońca, bo nie ma masy. Nie wchodzi też w interakcję z przestrzenią, przez którą leci, nie oświetla tej przestrzeni, jest widoczne tylko źródło światła i jego odbicie od materii, którą oświetla. Skoro jednak linia lotu fotonu zostaje zakrzywiona przez masę Słońca, to pozostaje jedno logiczne wyjaśnienie, iż grawitacja Słońca zakrzywia ośrodek w którym foton porusza się. Oznacza to, że czasoprzestrzeń nie jest nicością, bo nicości nie można zakrzywić. Mało tego, jest monolitem bardziej spójnym niż stalowe szyny, skoro jej zakrzywienie zmusza fotony do zmiany toru lotu, mimo, że pędzą z maksymalną prędkością, jaka może zaistnieć w Kosmosie.
A więc czasoprzestrzeń jest spójnym, monolitycznym ośrodkiem, bez którego nie mogłyby lecieć nie tylko fotony, ale wszelkiego rodzaju fale, włącznie z radiowymi. Tory lotu tych fal mogą być zmieniane przez zakrzywienie czasoprzestrzeni, lub uwięzione w obszarze jej zwinięcia. Dopóki  będą fotonami będą krążyć po zwoju tej zwiniętej czasoprzestrzeni. Twierdzenie, że grawitacja czarnej dziury jest tak wielka, iż nawet fotony są przez nią pochłaniane przeczy poglądowi, że fotony nie maja masy. Nawet największa grawitacja nie mogłaby przyciągnąć czegokolwiek bez masy.
Wiemy także, iż czasoprzestrzeń kurczy się dla obiektu materialnego, w funkcji wzrostu jego prędkości, a gdy przekroczy prędkości „C”, czasoprzestrzeń znika dla niego a sam także staje się energią bez czasu i przestrzeni.
Może to oznaczać jedynie, że w miarę zbliżania się do granicznej prędkości światła, skraca się strzałka czasu i tym samym rozmiar przestrzeni. W tym procesie musi również zmieniać się postać materii. Cząsteczka nie mogłaby przeskoczyć, w sposób magiczny, z postaci korpuskularnej w postać niepostrzegalnej energii całkowitej, tzn. w E=mc2.
Tak jak zmienia się czas i przestrzeń w miarę przyrostu pędu, tak siłą rzeczy musi zmieniać się postać cząsteczki z korpuskularnej w falową, bez masy. Pozbywa się fizycznej właściwości masy, zwiększając wielkość energii, do momentu, w którym staje się bezpostaciową energią całkowitą Wszechświata, bez czasu, bez przestrzeni i bez ruchu.  
 Pojęcie czasoprzestrzeni występuje jedynie w granicach stożka światła w świecie materii.

XIV. MASA

W pojęciach naukowych, fotony nie mają masy. Skąd wziął się, w takim razie, pomysł statku kosmicznego, napędzanego emisją światła. Wychodzi na to, że Słońce emitując światło (fotony) nie uszczupla swojej masy. Z drugiej strony twierdzi się, że masa Słońca przekształcana jest w energię fotonu. W takim razie obowiązująca interpretacja wzoru E=mc2 jest błędna, tzn. błędne jest twierdzenie, że cząstka posiadająca masę nigdy nie osiągnie prędkości światła, ponieważ zanim jej prędkość osiągnie wartość C, masa tej cząstki będzie nieskończona. Nieskończoność masy takiej cząstki musi być większa niż masa całego Wszechświata. Inaczej nie byłaby nieskończona. Oznacza to, że nie ma takiej energii, która byłaby zdolna do rozpędzenia całego Wszechświata do prędkości C. Można powiedzieć, że jest to rozumowanie absurdalne, abstrakcyjne, nie mające miejsca w rzeczywistości. Dlatego we wzorze na energię całkowitą materii E= mc2 przyjmuje się zerową wartość masy (m=0). Jedynym logicznym rozwiązaniem, w takiej sytuacji, jest przyjęcie, że przy określonej wartości pędu, każda materia przyjmuje postać falową, która z definicji jest pozbawiona masy (m=0). Z doświadczenia wiemy, że próba wykrycia takiej falowej postaci materii, kończy się jej powrotem do cząstki posiadające masę. Przykładem tu jest doświadczenie z elektronem, przeprowadzone przez Johna Weelera . Prawdopodobnie każda próba uchwycenia falowej  postaci cząstki zmniejsza wartość jej pędu do poziomu, w którym nie może już być falą pozbawioną masy.
Warto tu zastanowić się nad jeszcze jednym problemem wynikającym ze wzoru E=mc2. Chodzi o to, że istota tego wzoru wyklucza istnienie naukowego Wszechświata, narodzonego w Wielkim Wybuchu. Wzór E=mc2, matematycznie dowodzi, że żadna materia nie może osiągnąć prędkości światła, bo zanim osiągnęłaby tę prędkość, jej masa byłaby wielkością nieskończoną. Zachodzi pytanie jak może zaistnieć pojęcie nieskończoności masy, w skończonym Wszechświecie. Przy czym cząsteczka, np. proton wodoru, przy osiągnięciu 90% prędkości światła, zaledwie podwoiła by swoją masę (miałaby wówczas masę protonu helu). Dopiero przy granicznej prędkości światła masa gwałtownie rośnie. Jakie następstwa zachodziłyby, gdyby proton wodoru osiągnął 30% masy Wszechświata, narodzonego z W.W. Pewnie zacząłby przyciągać najbliższe miliony galaktyk i przy tak powiększającej się masie, jego grawitacja rosłaby gwałtownie, a w następstwie czego, sięgałaby w najdalsze obszary Wszechświata, bez potrzeby osiągania prędkości światła. Wszechświat skurczyłby się do rozmiarów protonu wodoru, którego masa ciągle nie osiągnęłaby nieskończoności. Co dalej działoby się z naszym Wszechświatem?, Tego nie możemy już określić teorią wzoru E=mc2. Jak wyglądałoby to, gdyby Wszechświat był nieskończony. Pewnie proton wodoru, który osiągnąłby masę wielkości wystarczającej do przyciągania najbliższych milionów galaktyk, rozpocząłby proces, który trwałby w nieskończoność. Pozostał by jeszcze problem czy mogą współistnieć dwie nieskończone masy, tzn. nieskończony wszechświat nigdy nie wyczerpał by się, a równie nieskończona masa tworzyła by się z protonu wodoru poddanemu prędkości światła.
Chyba, że szczególna teoria względności jest jedynie matematyczną sztuczką. 

XV.

Przejdźmy do inteligentnych kamer (jakimi mogą być ludzie). Doświadczalnie zaobserwowano, że wykrycie (uchwycenie w detektorze) cząsteczki n.p. jednej z pary o tym samym spinie, powoduje natychmiastową reakcję u drugiej z tej pary, niezależnie od odległości. Doświadczalnie stwierdzono również, że cząsteczka (w tym przypadku elektron) może przyjąć postać falową, lecz przy próbie podglądu tej metamorfozy, natychmiast przyjmuje postać korpuskularną. John Weeler powtórzył eksperyment żyjącego w XVIII w. angielskiego egiptologa Thomasa Younga, który przepuszczając punktowe światło  przez dwie szczeliny w ekranie uzyskał obraz  za szczelinami, na drugim ekranie, potwierdzający falowy charakter fotonów (nie były to dwa pasma światła lecz seria jasnych i ciemnych pasm). Weeler zastosował drugi ekran żaluzjowy i przez szczeliny pierwszego ekranu przepuścił elektron, a nie foton. Okazało się, że na drugim ekranie przy zamkniętych żaluzjach elektron zachował się jak fala, a po ich otwarciu i próbie zaobserwowania tego zjawiska w ustawionych za tym ekranem mikroskopach elektron natychmiast przyjął postać korpuskularną.
Zachodzi pytanie, jak przenosi się fakt obserwacji subcząsteczek materii przez człowieka na ich zachowanie i postać. Wygląda to tak, jakby poza naszą świadomością, nasz ogląd był wykorzystywany do zachowań i przyjmowania postaci (korpuskularnej lub falowej) na poziomie elementarnym.
Jeśli przyjmiemy, że cząsteczki znikają i pojawiają się a nie podlegają ruchowi, to metamorfoza ich postaci może zachodzić w fazie zniknięcia, w naszym rozumieniu w niebycie, który obecnie nazywamy polem Higgs’a, a jeśli to pole w modelu standardowym nadaje masę cząsteczkom materii to równie dobrze może nadać im, w każdym momencie, postać falową. Może też okazać się, że cała materia ma postać falową, a tylko w określonych warunkach fizycznych przyjmuje postać korpuskularną.
Eksperyment ten miał dowodzić, że zaobserwowanie przez człowieka cząsteczki decyduje o jej postaci wstecz w czasie (fala lub cząstka).Na tej podstawie Weeler wyprowadził teorię, że nasze obserwacje materii mogą powodować zmiany jej postaci i zachowań nawet miliardy lat wstecz. Zmiany zachodzące w materii wskutek naszych obserwacji, przeniesione miliardy lat wstecz miałyby dostroić Wszechświat do pojawienia się i utrzymania życia. Oczywiście teorii tej nie można wykluczyć. Ale jeśli byśmy uznali, że cząstki (czy fale) pojawiają się i znikają, to okazałoby się, że przepuszczony przez szczeliny elektron pojawiałby się i znikał na drodze od punktu wyjścia poprzez szczeliny do ekranu w postaci falowej, a w momencie jego wykrycia za otwartymi żaluzjami ekranu pojawia się w postaci korpuskularnej. A więc nie zachodziłaby tu konieczność wstecznego wyboru bycia falą lub cząstką przez elektron, lecz jego bieżąca metamorfoza, wywołana próbą identyfikacji, która zakłóca jej dotychczasowy stan. Dlatego obserwacja cząsteczki przez człowieka powoduje jej natychmiastową zmianę. Nie znajdziemy tu innego wyjaśnienia. Oznaczałoby to także, iż materia nie pokonuje przestrzeni (dla niej ona nie istnieje), jest to tylko elektroniczna projekcja bezpostaciowej i nieruchomej energii „E”, w formy postrzeganych przez nas kwantów energii (materii),  przestrzennie uporządkowanych, według odkrytych przez człowieka praw fizyki, w granicach prędkości światła, w których występuje iluzja pozornego ruchu, pozostającej w bezruchu energii całkowitej „E”. 
Einstein genialnie odkrył istotę istnienia materii w granicach stożka światła. Określił nawet jej występowanie poza prędkością światła w postaci energii całkowitej materii E = mc2.
Według tej teorii materia istnieje (przejawia się) w czasie i przestrzeni w granicach prędkości światła. W tej postaci podlega prawom fizycznym. Poza tą prędkością nie ma materii, jest tylko energia bez czasu i bez przestrzeni, tym samym jest nieruchoma i nieskończona.
Można zatem stwierdzić, że energia całkowita (E), świadomość, intelekt i materia są tożsame, (wyraził to Max Planck w wyżej przytoczonym jego poglądzie: „materia powstaje i trwa za pośrednictwem świadomej, inteligentnej siły”, tylko inaczej przejawiają się w naszym postrzeganiu. A właściwie, w zasięgu naszego postrzegania jest tylko projekcja energii całkowitej w postaci świadomości, intelektu i materii. Nasz samodzielny udział, chociaż, jak na razie niewielki, w tej projekcji jest niezwykłym wyróżnieniem, dającym nadzieję na osiągnięcie szerszego dostępu do niej w przyszłości. Równałoby się to nieograniczonemu, bezpośredniemu dostępowi do energii i jej przetwarzania w dowolne formy. Na razie udział człowieka polega na tym, iż potrafi wydzielić i przenieść energię z jej naturalnego rozłożenia w przyrodzie, do obwodów w przygotowanych przez siebie urządzeniach, osiągając pożądany skutek, dzięki zasileniu ich tą przeniesioną energią.

XVI.

Zachodzi kolejne pytanie, czy do takiej natury wszechświata potrzebny był Wielki Wybuch?Naukowe istnienie Wszechświata wymaga od początku i zawsze przyjęcia danych teoretycznych bez dowodu.Jeśli pośrednim dowodem Wielkiego Wybuchu ma być przesuwanie się widma światła galaktyk ku czerwieni w funkcji odległości, to jest to mocno naciągany dowód niegodny naukowego podejścia, ponieważ został przyjęty wyłącznie w  aspekcie efektu Dopplera.Podstawą wyprowadzenia teorii W.W. było odkrycie przez amerykańskiego astronoma Edwina Powella Hubble’a zjawiska przesunięcia widma światła ku czerwieni w funkcji odległości. Wyprowadzono nawet stałą Hubble’a przyrostu prędkości oddalania się galaktyk, wynoszącą 75km/(sMPC), czyli przyspieszenia o 75 km/sek. na każde 3mln. 200 tys. lat świetlnych. Przy czym same galaktyki nie podlegają temu rozszerzaniu się, dotyczy to tylko przestrzeni między galaktykami, co już dzieli wszechświat na dwie jego natury. Sam Hubble twierdził, że przesuwanie się widma światła dalszych galaktyk ku czerwieni nie musi być wywołane ich wzajemnym oddalaniem się.
Zadziwiające jest, że naukowcy, z jednej strony, widząc jak codziennie światło naszego słońca w czasie wschodów i zachodów staje się czerwone tak dalece, że można patrzeć na nie gołym okiem, co wywołane jest przechodzeniem jego światła przez cieniuteńką warstewkę atmosfery ziemskiej, zaś z drugiej strony przyjmują, że światło galaktyk dociera do nas z odległości miliardów lat świetlnych przez idealnie czystą i pustą przestrzeń. A nawet gdyby tak było, to muszą zakładać także, że na tych ogromnych przestrzeniach światło biegnie bez zakłóceń. A przecież fotony pokonując tak ogromne przestrzenie mogą natrafiać na wiele przeszkód, nie tylko gazów i zanieczyszczeń, ale także mogą przechodzić przez pola energii pochłaniające część fotonów.
Nie da się tu też zastosować efektu Dopplera ponieważ:
1/ Światło ma prędkość stałą „C” i dlatego nie można dodać do jego prędkości (ani odjąć)
    prędkości obiektu, z którego emitowane jest światło.                                                                
2/ Nie ma znaczenia czy gwiazda się do nas przybliża , czy oddala, dla widma emitowanego
    przez nią światła.  I w jednym i w drugim przypadku, światło leci do nas ze stałą
    szybkością.
3/ Widmo światła zależy od temperatury, ośrodka przez który przechodzi i rodzaju
    promieniowania , a nie od prędkości poruszania się obiektu, z którego jest wysyłane.
4/ Nie można porównywać fal dźwiękowych z falami światła.. Do prędkości ruchu fal
    dźwiękowych można dodać (lub odjąć) prędkość ruchu obiektu wysyłającego dźwięk,
    a do fal świetlnych nie, chyba, że nie jest to prawda, ale wtedy cała szczególna teoria
    względności bierze w łeb.
5/ Matematyczny wzór na udowodnienie podległości fal świetlnych efektowi Dopplera, na tej
    samej zasadzie co fal akustycznych, opracowany na bazie szczególnej teorii względności,
    nie potwierdza się w praktyce. Jedynym, teoretycznym dowodem ma być ucieczka galaktyk
    wg stałej Hubble’a.
    Nieporozumieniem też jest twierdzenie prof. Stephena Hawkinga, przedstawione na str. 21
    jego książki „Teoria wszystkiego”, iż radar pomiaru prędkości pojazdu działa na zasadzie
    zmiany częstotliwości fal radiowych w funkcji prędkości zbliżania się pojazdu poddanego
    pomiarowi. Czyli fale radiowe odbite od zbliżającego się pojazdu zachowują się jak fale
    akustyczne i ma tu zastosowanie efekt Dopplera. Chodzi tu o przyspieszenie częstotliwości
    odbijania się wiązki fal radiowych, w zależności od szybkości zbliżania się obiektu, do
    którego wysyłana jest w stałej jednostce czasu, stała liczba impulsów. Im szybciej pojazd
    skraca odległość do miejsca wysyłania impulsów, tym szybciej wracają ich odbicia.
    Gdyby zmieniała się częstotliwość fal radiowych w zależności od tak znikomych
    prędkości z jakimi poruszają się pojazdy, to niemożliwa byłaby łączność radiowa i
    telewizyjna z obiektami będącymi w ruchu, zwłaszcza ze statkami kosmicznymi i
    satelitami, których prędkość poruszania się jest nieporównywalnie większa. Na szczęście
    tak nie jest i jest to jeszcze jeden dowód, że długość fal świetlnych i radiowych nie zmienia
    się w funkcji prędkości ruchu obiektu emitującego te fale.      
 Natomiast stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że najbliższa od Drogi Mlecznej, odległa o ok. 2,25 mln lat świetlnych, Galaktyka Andromedy, zbliża się do naszej galaktyki z szybkością ok. 100 km/sek. i w dalekiej przyszłości zderzy się z nią. Takie zderzenia się galaktyk we Wszechświecie uznaje się za powszechnie występujące, przykładem może tu być galaktyka Wir. Jak to się ma do teorii inflacji, w której Galaktyki rozbiegają się na zasadzie nadmuchiwanego balona, tzn. z każdego punktu obserwacyjnego w Kosmosie wszystkie galaktyki uciekają od obserwatora? Coś tu nie zgadza się.  
Określenie „wielki wybuch” stworzył Fred Hoyle w 1952 r. pragnąc tym mianem zdyskredytować teorię rozszerzania się kosmosu poprzedzonego startem z nieskończenie małego punktu. Pojęcie to wprowadził do nauki George Gamow, a cała niespójną teorię W.W. połatał w dającą się uznać za naukową Alan Guth, wprowadzając do tej teorii wymyślone pole inflatonowe, które od momentu wybuchu przejęło na siebie wszystkie problemy powstawania i rozwoju wszechświata oraz dalszego czuwania nad jego istnieniem w teorii W.W. Teoria powstania wszechświata z samego wybuchu okazała się klapą, dlatego funkcję tę Alan Guth powierzył polu inflatonowemu, a jego zdolności działania określone zostały teorią inflacji. A więc można powiedzieć, że skoro W.W. jako taki nijak nie mógł sprostać wymogom powstania w jego wyniku  Kosmosu, to trzeba było wymyślić boga o imieniu pole inflatonowe. Temu polu przypisuje się większe możliwości czynienia cudów, niż przypisano jakiemukolwiek innemu bogu. Ponadto opis tych cudów jest bardzo szczegółowy, jakby stworzony przez naocznego świadka. Nie wiadomo skąd to pole się wzięło . Można mniemać, że zawsze było i tylko czekało na wielki wybuch żeby zadziałać i stworzyć Kosmos. Ale to byłoby sprzeczne z teorią W.W., bo stwierdza się w niej, że przed W.W. nie było nic. Wyżej, w temacie czas, wspomniano, że poszczególne obiekty Kosmosu mają wzajemne do siebie odniesienia, w związku z czym ich istnienie zachodzi w czasie, tzn. pojawianie się, trwanie i znikanie ich konkretnej postaci. Człowiek jest tego najlepszym przykładem. Kosmos jako całość nie ma odniesienia do czegoś, a więc, żeby mógł istnieć i trwać w czasie, trzeba było wymyślić jakiś początek. Najbardziej spektakularny wydaje się wybuch. Mamy początek, który rodzi konieczność trwania i zakończenia, bo coś, co ma początek nie może trwać nieskończenie. Tym samym Wielki Wybuch wyklucza nieskończoność Wszechświata. Siłą rzeczy musi powstać z niczego i zakończyć się nicością. Jeśli miałby znowu powstać, to musiałaby znowu ta nicość wybuchnąć. W równaniu matematycznym wyglądałoby to następująco:
                                      0 = Wszechświat = 0,
Po uproszczeniu i zredukowaniu tego równania, przyjęłoby ono postać:
                                      0 = 0 = 0
Czyli w teorii W.W. wyrażonej matematycznie nie ma miejsca na Wszechświat.
 Taki spektakl wymusza na zwolennikach teorii W.W. obowiązek naukowego zdefiniowania  nicości, która może wybuchnąć Wszechświatem (i nie wystarczy tu zamiana słowa cud na słowo osobliwość). Bez tego teoria W.W. jest wysoce niekompletna i w związku z tym, niegodną miana naukowej. 
Naukowcy uznają teorię inflacji za stricte naukową, a z drugiej strony nie dopuszczają teologii do procesu tworzenia wszechświata. I nie chodzi tu o boskie jego tworzenie, lecz o celowe. Telos w j. greckim znaczy „koniec” lub „wynik”, który jest następstwem celowego działania. A więc chodziłoby tu o planowy rozwój Kosmosu i właśnie to dla naukowców jest niedopuszczalne. Z drugiej strony posługują się w naukowej teorii inflacji bogiem o imieniu pole inflatonowe, który w miarę odkrywania zjawisk i właściwości Kosmosu, nie wpisujących się w teorię W.W., bezzwłocznie w cudowny sposób załatwia problemy.
Przytoczmy tylko kilka przykładów:
Otóż gdyby wszechświat rozprzestrzeniał się wyłącznie wskutek wybuchu, to obecnie miałby mniej niż 3 mld. lat. Okazało się, że w naszej galaktyce znaleziono starsze obiekty, a przecież nasza galaktyka może być jedną z najmłodszych formacji. Pole inflatonowe natychmiast rozwiązało ten problem. Od momentu wybuchu podwajało wielkość tworzącego się wszechświata z szybkością, która nie wystarczyłaby światłu na pokonanie drogi o długości miliardy razy mniejszej niż średnica jądra atomu, tzn. każde podwojenie następowało w czasie 10 do minus 34 potęgi sekundy. Wielkość piłki golfowej wszechświat osiągnął w czasie Plancka, tzn. w 10 do minus 42 potęgi sekundy (precyzja imponująca ale jednocześnie zgubna dla wiarygodności tych naukowych osiągnięć). No ale dalej pole inflatonowe podwajało już nieco wolniej wielkość wszechświata, bo już tylko w odstępach czasu 10 do potęgi minus 34 sekundy. To podwajanie wielkości wszechświata trwało zaledwie 10 do minus 30 potęgi sekundy i w tym czasie z wielkości piłki golfowej Wszechświat osiągnął rozmiary co najmniej 100 miliardów lat świetlnych, z sugestią, że może to być nieporównywalnie więcej. Mamy tu problem, iż zgodnie ze szczególną teorią względności nic nie może przekroczyć prędkości światła. Bez obaw, szczególna teoria względności nadal obowiązuje, a to była tylko jednorazowa, niepowtarzalna osobliwość naukowa. Pojawił się nowy problem. Mianowicie tak błyskawicznie powstały Wszechświat byłby zupełnie pusty. Dla pola inflatonowego to żaden problem. Po prostu pole inflatonowe było niestabilne i rozpadło się po upływie 10 do minus 30 potęgi sekundy, co pozwoliło zmienić się temu polu w energię cieplną, ta zaś zgodnie z już obowiązującą teorią Einsteina E = mc2 zamieniła się w materię wypełniającą Wszechświat. W tej sytuacji Wszechświat został pozostawiony samemu sobie i dalej poszerzał się w zwalniającym tempie właściwym dla wybuchu. No ale w związku z odkryciem Hubble’a przyjęto, że rozszerzanie się wszechświata jest ekspansywne, a nie spowalniające. Nic prostszego, po prostu pole inflatonowe uaktywniło się, ale teraz już w sposób odpowiedni do stałej Hubble’a.
Pojawiały się nawet teorie, że rozszerzanie się Wszechświata zatrzymało się z niewiadomych powodów i niewiadomo na jak długo, ażeby dopasować jego wiek i rozmiary do wcześniejszych kalkulacji w teorii W.W., a potem znowu ruszyło.
Z teorii W.W. wynika, że wszechświat ma określone rozmiary, tzn. coś co się rozszerza musi mieć jakieś rozmiary i może się rozszerzać jedynie w „niczym”. Parmenides logicznie wywnioskował, że „nic” nie istnieje, bo coś nie może stykać się z niczym, a „coś” jednak istnieje.
Ciekawe jak długo to pole inflatonowe będzie utrzymywało teorię W.W. przy życiu i jakie  jeszcze będzie musiało spełniać życzenia jego zwolenników.
Byt Parmenidesa, a obecnie pole Higgs’a nie wymaga takiej teologii jak teoria W.W. (czytaj teoria inflacji).
Idea W.W. jest bardzo wygodną i nośną teorią do rozwijania najróżniejszych pomysłów i uprawiania nauki bez wielkiego wysiłku. Po prostu dopasowuje do tej teorii wszystko co mogłoby ją potwierdzić. Np. Jeszcze jednym dowodem potwierdzającym teorię W.W. ma być paradoks Olbersa. Stwierdził on, że gdyby Wszechświat był nieskończony, to bliższe i dalsze gwiazdy tworzyłyby w końcu dla obserwatora zwartą jasną ścianę, podobnie jak drzewa w lesie, bliższe i dalsze, wypełniają całe pole widzenia. A więc niebo w nocy powinno być jasne, a jest ciemne. Jakie wnioski z tego wyciągnęli naukowcy:
1. Świat nie jest nieograniczony i dlatego gwiazdy nie stanowią zwartej ściany.
2. Z powodu ucieczki galaktyk, te najdalsze widoczne są tylko w podczerwieni, a obserwator
    może widzieć tylko ciemne niebo.
3. Wnioski te są zgodne z teorią W.W. czyli dowodzą, że Kosmos wystrzelił z jakiegoś
bezwymiarowego punktu, ma ograniczone rozmiary i ciągle rozszerza się.
Po pierwsze las w paradoksie Olbersa jest kompletnie nieadekwatnym przykładem ze względu na nieporównywalnie bliskie odległości dzielące drzewa w stosunku do odległości dzielących gwiazdy. Ziemia jest odległa od Słońca zaledwie o nieco ponad 100 średnic Słońca (ok. 8 min. świetlnych). Najbliższa gwiazda w naszej galaktyce, Alfa Centauri, jest odległa o 4 lata świetlne od nas, a więc byłyby to miliony średnic Słońca. Gdyby drzewa w lesie oddalone były o miliony swoich średnic, tzn. o setki kilometrów i gdyby nawet posadzone były na płaskim świecie, to nie widzielibyśmy zwartej ściany drzew, bo te dalekie zniknęły by z zasięgu naszego wzroku, zanim stworzyłyby taką ścianę. Ponadto fotony  Słońca i innych gwiazd nie oświetlają przestrzeni międzygwiezdnej, mimo, że wypełniają cały Kosmos, czego dowodem jest fakt, że możemy w każdej chwili i z każdego miejsca Wszechświata widzieć świecące galaktyki i gwiazdy, oraz ich światło odbite od oświetlonej materii w ich otoczeniu, (można pokusić się o stwierdzenie, iż wszechobecność fotonów we Wszechświecie stanowi Stałą Kosmiczną).
Reasumując, dla obserwatora z Ziemi, takiej zwartej ściany nie stanowią nawet gwiazdy skupione w naszej galaktyce, chociaż, gdybyśmy ją obserwowali z odpowiedniej odległości, to wyglądałaby jak jeden świecący mały obiekt, na tle ogromnej ciemnej przestrzeni.
Heinrich Olbers sformułował paradoks ciemnego nieba w 1823 roku, kiedy naukowy Wszechświat ograniczony był do galaktyki, w której żyjemy. A więc w nauce panował pogląd, że cały nieskończony Wszechświat utkany jest ze skupiska gwiazd jakie występują tylko w galaktykach, stanowiących zaledwie 4% w ciemnej przestrzeni Kosmosu. Wiemy już, że ówczesny wszechświat jest jedynie znikomym obiektem, wśród miliardów takich obiektów rozsianych w Kosmosie w ogromnych odległościach od siebie.
Paradoks Olbersa wyprowadzony był z błędnych przesłanek i stanowi wniosek całkowicie nie odnoszący się do rzeczywistości. Jest fikcją. Posłużenie się nim jako dowodem  prawdziwości teorii W.W. w konsekwencji ma odwrotny skutek. Jest tylko dowodem, że zwolennicy W.W. mogą dopasować wszystko do swojej teorii, nawet fikcję, nie wspominając o wynikach konkretnych badań Kosmosu, prowadzonych przy pomocy sond wyposażonych w czułe instrumenty i wysyłanych w przestrzeń Kosmosu oraz przy pomocy zdjęć z obserwacji przesyłanych z teleskopu Hubble’a. Chociaż, Sonda WMAP przekazała na Ziemię wyniki anizotropowych badań mikrofalowego, kosmicznego promieniowania tła (CMB), które ukazują jednolity obraz Kosmosu bez śladu jakiegokolwiek wybuchu. Niestety tej niezgodności nie da się dopasować do idei W.W., chyba, że upora się z tym problemem pole inflatonowe.
W udokumentowanej przeszłości były już stosowane takie praktyki, chociażby wyznaczanie orbit planet i Słońca wokół Ziemi, tak aby pasowały one do geocentrycznej koncepcji świata. Takie trzymanie się raz ukutych modeli myślowych leży chyba w naturze człowieka. Obecnie barierą ograniczania nauki jest utrzymywanie koncepcji początku stworzenia Wszechświata i jego wieku. Spróbujmy na początek teoretycznie rozdzielić byt Parmenidesa, czy pole Higgs’a (czy jak byśmy to nie nazwali) od materii, którą zajmuje się nauka. Może się okazać (jak już wspomniano to wyżej), że materia przejawia się w czasie i ma swój wiek, a byt jest bezczasowy i tym samym wieczny. Ale nie znaczy to, że wieczny i bezczasowy byt „namyślił” się i w którymś momencie wybuchł Wszechświatem z nieskończenie małego punktu. Prościej byłoby, gdyby przejawianie się bytu (energii) w postaci Kosmosu, było ciągłym procesem bez początku i końca. Wszechświat mógłby istnieć wtedy bez kłopotliwego wybuchu.
Ale naukowcom trudno opuścić tak pracowicie zbudowaną linię Maginota. Jednakże wszystko wskazuje na to, że wbrew własnej woli, wyniki  rzetelnej pracy i dociekań badaczy zmuszą ich do opuszczenia tej wygodnej cytadeli. Przykładem tu może być właśnie teoria inflacji. Chociaż inflacja jest bogiem życzeniowym, to trzeba przyznać, że posługiwanie się nią może przybliżać rozumienie istoty otaczającej nas rzeczywistości i pełnić bardzo pożyteczną rolę. Łamie bariery niemożliwości wynikające z praw fizyki, które mogą obowiązywać jedynie na ograniczonym polu. Ograniczonym do bardzo niewielu bitów informacji, wystarczających do wyrażenia wszystkich znanych nam praw fizyki, podczas gdy najmniejsza znana bakteria posiada ich miliony.

XVII.  Zadania dla genetyków i informatyków

Kod DNA prawdopodobnie jest największym, zapisanym przez Kosmos zbiorem informacji występującym we wszechświecie. 3 mld, 200mln. bitów w czteroliterowym systemie kodującym, zawiera praktycznie nieskończoną liczbę kombinacji szyfrowych (10 do potęgi 3.480.000.000 kombinacji, podczas gdy ilość wszystkich atomów w całym Wszechświecie oblicza się na 10 do 80 potęgi). Byłoby dziwne, gdyby w tej praktycznie nieograniczonej bazie danych nie było zapisów zawierających wszystkie informacje obejmujące cały Wszechświat, zwłaszcza, że na poziomie cząstek elementarnych , naukowcom udało się, na jednej kartce papieru, zapisać model standardowy, wyczerpujący fizyczną istotę natury materii w całym Wszechświecie. Dziwne byłoby też, że ten zbiór danych (DNA) powstał samoistne na młodej planetce, a jeszcze dziwniejsze byłoby to, że wszechświat do tego czasu obywałby się bez niego. Według naukowego poznania Wszechświata, wypełniająca go materia, poddana kolejnym transformacjom we wnętrzach kolejnych generacji gwiazd, osiągnęła postać taką jaką widzimy, włącznie z człowiekiem. Wszystko to miało się stać za sprawą fizycznych właściwości materii. Jednakże zbudowanie helisy kodu DNA wymaga niewyobrażalnej inteligencji, celowego działania. Nie znajdziemy jej w tablicy Mendelejewa, bo jej tam nie ma. Jest natomiast, z całą pewnością, w Kosmosie. Jest też niepodważalnym przykładem elektronicznego funkcjonowania Wszechświata. Pełni bowiem funkcję procesora składającego materię w elektronicznie działający mózg człowieka.
W publikacji  Nicolasa Benzina, Dietera Vogla i Jensa Trostnera (opatentowali metodę klonowania organów ludzkich uzyskaną z pisemnych przekazów sprzed tysięcy lat) sugeruje się, że kompletna wiedza o wszechświecie może być zawarta w kodzie DNA. Na budowę człowieka z jego wszystkimi funkcjami wykorzystane jest 2 do 3% informacji zawartych w tym kodzie. Resztę naukowcy nazywają bitami śmieciowymi. A przecież jest to „księga” zapisana bezpośrednio przez Kosmos. Nie może być w niej błędów i informacji niepotrzebnych. Może dotyczyć nie tylko budowy, istnienia i funkcjonowania człowieka, ale i całej infrastruktury niezbędnej do jego zaistnienia, czyli całego Kosmosu. Wydaje się oczywiste, że w kodzie DNA muszą być zawarte informacje dotyczące warunków w jakich może zaistnieć i trwać życie, a nie tylko struktury organizmu żywego. Nie mógłby być kreatorem życia w oderwaniu od uwarunkowań możliwości zaistnienia życia w Kosmosie.
Koncepcja wyprowadzona z przekonania, że my jesteśmy głównym celem rozwoju programu DNA może być z gruntu mylna. Może okazać się, że życie oparte na białku jest ubocznym zjawiskiem. Ubocznym ponieważ kod DNA funkcjonuje, tzn. steruje życiem nie bezpośrednio, lecz przy pomocy tłumacza, którym jest RNA. Wygląda to tak, jakby kod DNA znalazł w warunkach ziemskich wyjście awaryjne i posłużył się tłumaczem, aby móc powielać się w środowisku białkowym, sam pozostając strukturą nie ożywioną. Może właśnie nasze geny są śmieciowe, a cała reszta jest programem Kosmosu. Wydaje się, że mamy zaszczyt być uczestnikami realizacji programu, w którym naszym stwórcą (kreatorem) jest kod DNA. Od niego zależy długość naszego życia, zdrowia, zdolność intelektualna i uczuciowa. Nie wiemy kto, czy co stworzyło kod DNA, ale dla nas jest dziełem, które decyduje o naszym stworzeniu i życiu. Posiadanie w naszych organizmach kodu DNA może oznaczać rzekome noszenie w sobie pierwiastka boskiego. Jeśli osiągniemy zdolność dowolnego projektowania struktur DNA i tym samym tworzenia dowolnych form życia oraz sterowania nimi, to staniemy się bogami. Może nie wszyscy, ale przynajmniej ci co takie zdolności posiądą..
Zasada funkcjonowania kodu DNA dowodzi, że jest on strukturą elektroniczną. Twardym dyskiem z czteroliterowym kodem szyfrującym. Wszystko wskazuje na to, że nasz mózg pracuje w systemie czteroliterowym, a nie jak nasze komputery w dwuliterowym. Zbudowanie czteroliterowego komputera, kompatybilnego z procesorem DNA, pozwoliłoby odczytać zawarte w nim informacje i być może odkryć wszystkie tajemnice Wszechświata.

Każda upowszechniona teoria w dziejach, przypisywała sobie prawo do prawdy ostatecznej. I dalej tak się dzieje. Niektóre z nich nie zmieniają się, nawet w długim okresie, lecz wszystkie odpowiadają na pytanie „jak to się dzieje”, żadna „dlaczego tak się dzieje”. Pod tym względem nic nie zmieniło się. Generalnie można to porównać do wiedzy szczura w laboratorium, który wie, że jak naciśnie guzik, to sypnie się jedzenie.
Dziwne jest jednak, że dziewiętnastowieczna teoria ewolucji, wyprowadzona na podstawie zewnętrznych, kilkuletnich obserwacji, kilku gatunków zwierząt, bez znajomości genetyki, nie poparta żadnym dowodem, ciągle egzystuje w nauce, w szkołach i na uczelniach.
Według tej teorii człowiek siłą rzeczy jest ostatnim etapem ewolucji, ponieważ środowisko naszej Ziemi, według teorii Darwina, potrzebuje nie zakłóconych kataklizmami, milionów lat na zmiany w zakresie gatunku (Darwin mówił tylko o doskonaleniu gatunków, nie o ich powstawaniu, przypisywanie jemu odpowiedzialności za przekształcenie  się bakterii w człowieka byłoby wysoce niesprawiedliwe), a człowiek zmienia środowisko z godziny na godzinę. Obecnie nie może pełnić roli jaką wyznaczył mu Darwin, gdyż samo ulega zmianom, zanim cokolwiek zaczęłoby zmieniać w zakresie gatunku. Obecnie gatunki nie zmieniają się, lecz wskutek działalności człowieka, bezpowrotnie giną. 
  Darwin postawił chyba sprawę na głowie. Wszystko wskazuje na to, że świat zwierzęcy zmienia środowisko, a nie na odwrót, oczywiście w stałej wzajemnej korelacji. Stało się to widoczne dopiero wtedy, gdy człowiek nadał tym zmianom przyspieszenie sprawiające, iż proces ten możemy obserwować w czasie jednego życia. Dinozaury i inne wielkie gady panowały na Ziemi ponoć 200 mln. lat. Ile miliardów ton biomasy przerabiały na humus? Z pewnością nie pozostało to bez wpływu na zmianę środowiska, a to tylko przykład egzystencji jednego gatunku, nie wspominając całych pokładów i gór wapienia ze skorupiaków i nie mówiąc już o bakteriach, które totalnie zmieniają świat.
Ale nie ma co dziwić się Darwinowi. Naukowcy nie uznawali kodu DNA przez 25 lat od jego odkrycia przez Jamesa Watsona i Francisa Crika w 1953 r. Odkrycie to zostało uznane przez naukę dopiero w latach osiemdziesiątych. Darwin nigdy nie wymyśliłby swojej teorii ewolucji, gdyby miał chociaż blade pojęcie o kodzie DNA. Sam zresztą miał wątpliwości co do jej poprawności. Schował ją do szuflady i dopiero po 20 latach, kiedy uznał, że nie stworzy nic lepszego, zdecydował się opublikować tę pracę. Świat nauki uchwycił się tej mającej znamiona naukowej teorii, wobec mało wiarygodnej wersji biblijnej w tym względzie. Zwłaszcza wobec bolesnego dla Adama, chirurgicznego stworzenia Ewy, jakby zabrakło dla niej wszechmocy. Stworzenie całej reszty z niczego jest już obecnie bliższe panującego w nauce poglądu W.W., tyle, że w biblijnej wersji do niczego nie był potrzebny żaden wybuch, nie mówiąc już o wielkim. Chociaż, mówi się obecnie, że nie jest ważny sam wybuch, ale to co zdarzyło się tuż po nim. W ten sposób można przejść bezboleśnie i gładko od teorii W.W. do teorii inflacji, która wcale nie jest bardziej wiarygodna od wersji biblijnej tyle, że bardziej ubrana w szczegóły naukowe. Jednak idea pozostała ta sama – Wszechświat powstał z niczego, ale za sprawą wprowadzenia kreatora o naukowym imieniu pole inflatonowe, stała się teorią naukową powstania Wszechświata.
Naprawdę, chyba stać nas na więcej.

XVIII.

Błędne założenia teoretyczne w badaniach podstawowych mogą sprowadzać naukę na manowce, na długie lata. Obecnie takim błędnym założeniem jest utrzymywanie, że Wszechświat ma swoje narodziny, wiek i śmierć. Tym samym musi mieć określone rozmiary. Stawia to przed nauką bariery nie do pokonania. Pierwsza to, że Wszechświat powstał z niczego, od bezwymiarowego punktu począwszy. Druga to, że w chwili zniknięcia do nieskończenie małego punktu  stanie się niczym, na nie wiadomo jak długo, niewiadomo, ponieważ nie wiemy jak długo był niczym zanim narodził się z niczego.
Takie rozumowanie urąga nauce. Tym bardziej, że dzięki rzetelnym badaniom doświadczalnym, mamy już wystarczającą wiedzę, żeby odstąpić od tych błędnych założeń. Wówczas nasz dorobek badawczy zacznie składać się w spójną logiczną całość. Nasza ludzka logika jest przecież wspólną logiką Kosmosu, nie sprawiliśmy sobie jej sami. Ta logika nie może się urywać w jakimś miejscu. Doszliśmy już do tego, że wartość energetyczna Wszechświata jest zerowa, tzn. energię materii całego wszechświata zeruje energia grawitacji. To bardzo ważny punkt wyjścia do zrozumienia natury Wszechświata, utrzymującego się w zrównoważonym, stabilnym istnieniu.
George Gamow doszedł do wniosku, że gwiazda może powstać z niczego, ponieważ jej energia atomowa jest równa jej energii grawitacyjnej. Wzajemnie znoszą się do zera energetycznego, a więc sprowadzają się do niczego. Można powiedzieć , że mamy logiczny dowód na to, iż Wszechświat powstał z niczego. Tylko, że w tym miejscu urwałaby się logika. Czegoś tu brakuje. Fizycy w modelu standardowym zakładają, że cząsteczkom elementarnym nadawana jest masa przez bozon Higgs’a (hipotetyczny). A przecież siła grawitacji jest proporcjonalna do masy. A więc należy uznać, iż bozon ten nadając masę cząsteczkom automatycznie obdarza je siłą grawitacji. Jedynie w ten sposób masa cząsteczki mogłaby w idealny sposób być zrównoważona z grawitacją. Grawitacja nie może występować oddzielnie. Wydaje się to oczywiste. Nie ma masy, nie ma grawitacji. Trzeba tylko uznać, że pole Higgs’a jest energią stałą, nie podlegającą ani narodzinom, ani śmierci. Przemiana tej energii w postać podlegającą prawom fizycznym dzieje się na naszych oczach. Nie potrzebny tu jest żaden wybuch i nie musimy wypatrywać ani początku ani końca, bo ich nie ma.
Błąd polega na tym, że człowiek z natury rzeczy ocenia Wszechświat swoją miarą. Tzn. jeśli człowiek rodzi się, rozwija i umiera i dotyczy to całego świata ożywionego, to również musi  to dotyczyć całego Wszechświata. Trudno mu odstąpić od tego, że materia kiedyś powstała i teraz mamy ją gotową jak glinę, z której możemy lepić garnki.
Tymczasem nie ma raz stworzonej materii. Proces jej metamorfozy toczy się bez przerwy. Potwierdza to chociażby fakt, że cząsteczka może występować w postaci fali. Może zmieniać swoje funkcje bieżąco i wracać do poprzedniego stanu w sposób płynny, falowy i ciągły. Ale możliwe to jest tylko wtedy, gdy jej źródłem jest energia kreująca, nie podlegająca żadnym prawom fizycznym i pozostająca w swej istocie niezmienną.
Wszechświat jest monolitem, rozpoznawalnym w obszarze manifestowania energii w postaci wirtualnego spektaklu światła i materii. Nie grozi mu ani rozpad, ani koniec. Mogą zmieniać się spektakle, jeśli jest ich więcej w programie Kosmosu. Naszym zadaniem jest dotarcie do programu aktualnego spektaklu, włącznie z naszym istnieniem.
Słusznie powiedział Max Planck: „Materia jako taka nie istnieje”. A więc można powiedzieć, iż mamy do czynienia tylko ze sterowanym układem kwantów energii. Sterowanym na bieżąco. Bez elektronicznego sterowania kwantami energii nie mogłyby istnieć w Kosmosie inteligentne istoty, wyposażone w elektronicznie funkcjonujące mózgi. Teilhard de Chardin stwierdził, że cała materia posiada psychikę. Nazwał tak zasadę funkcjonowania materii, bo wówczas nie znane było pojęcie elektroniki.

XIX. ZAKOŃCZENIE

Współczesna nauka powoli, z oporami, wprowadza pojęcie drugiej natury Wszechświata, bez której, ten który widzimy nie mógłby istnieć. Starożytni myśliciele, we wszystkich kulturach, uznawali dwie natury świata. Współcześni naukowcy, począwszy od Odrodzenia, zrywali z panującymi wówczas w nauce klerykalnymi doktrynami i zaczynali swoją wizję świata od badania otaczającej nas rzeczywistości. Pozwoliło to głęboko wejść w strukturę materii i budowy Kosmosu.
Odkryli fizyczne prawa materii na tyle głęboko, że do jej istnienia w obserwowanej i badanej strukturze Wszechświata zabrakło czynnika wiążącego Kosmos w spójną całość.
Dlatego w nauce przyjmuje się już hipotetyczną ciemną materię i ciemną energię, czy bardziej konkretne pole Higgs’a.
 Różnica między starożytnymi pojęciami uznania dwóch natur Wszechświata polega na tym, że obecnie naukowcy dochodzą do takich wniosków w drodze poznania materii, w dużej mierze doświadczalnego poznania.
Uznanie dwóch natur Wszechświata nie oznacza podziału wymagającego dwóch różnych teorii. Trzeba tu odwołać się do bytu Parmenidesa. Byt jest jeden… Różnica polega na tym, że występowanie materii jest formą energii ograniczonej prawami fizycznymi. Może to być spektakl, którego trwanie nie jest zależne od praw fizycznych, tylko jego występowanie jest objęte ramami praw fizycznych. Wyobraźmy sobie, że znajdujemy się w ciemnościach wysoko nad miastem odłączonym od zasilania prądem. W naszym przekonaniu nie istnieje nic oprócz ciemności. W momencie włączenia prądu, w jednej chwili jawi nam się kolorowy świat, mieniących się i drgających świateł. Nastąpiło tu uruchomienie procesów fizycznych, które jeden z naszych zmysłów odbiera. Ale nie znaczy to, że jeśli nie widzimy miasta pogrążonego w ciemnościach, to ono nie istnieje. W końcu nie jesteśmy strusiami.
Nieruchomego Wszechświata nie widzimy, nie odbierają go nasze zmysły.
Objawia się nam pojawianiem i znikaniem kwantów energii, nie będącymi cząstkami, lecz stanowiącymi jedność bezwymiarowego i bezczasowego wszechświata energii.
W powyższych rozważaniach poruszane jest to, co już widzimy, co już wiemy, co ukazali nam niestrudzeni badacze natury świata, w którym żyjemy. Ich ostatnie osiągnięcia nie mieszczą się w dotychczasowych stereotypach nauki, w dużej mierze wywodzących się z dziewiętnastego wieku. Trzeba uwolnić je od upychania ich w ramy starych schematów pojmowania otaczającej nas rzeczywistości.
Na obecnym etapie wiedzy naukowcy mogliby posklejać wyniki szczegółowych badań w spójną całość, ale przeszkadza im w tym przyjęta teoria narodzin i wzrastania wszechświata, jak jakiegoś drzewa, czy wieloryba.
Wyniki szczegółowych badań materii prowadzą do wartości nieskończonych, nie dających się zamknąć, tak aby pasowały do zamkniętego, poszerzającego, a później kurczącego się Wszechświata. Próby dopasowania wyników aktualnych badań naukowych materii i jej energii, do teoretycznych założeń istnienia Kosmosu, komplikują, a być może, wręcz uniemożliwiają poznanie rzeczywistej natury świata
Naukowcy próbują pozbyć się tych nieskończoności stosując różne sztuczki i procedury (np. renormalizacji), które w niewielkich obszarach badań dają pożądane efekty, ale w dalszym rozrachunku, nieskończoność wraca i wychodzi jak szydło z worka. Wieczny i nieskończony Wszechświat jest a’ priori odrzucany. Za to jest wiele teorii wszechświatów o różnych kształtach i rozmiarach. Nieskończony Wszechświat nie ma ani kształtu, ani rozmiarów i tego naukowcy nie mogą przełknąć. Wyniki aktualnych badań wskazują, że cały Wszechświat jest nieoznaczony. Jest i nie jest jednocześnie. Dla obiektu zwiększającego prędkość pędu do szybkości światła, świat będzie się „kurczył” jak balon, z którego wypuszcza się powietrze. Dla obiektu, który zwalnia prędkość pędu, świat będzie się „powiększał” jak nadmuchiwany balon. Dla obiektu pozostającego w bezwzględnym spoczynku, świat jest nieskończony. Dotyczy to obserwowalnego świata materii. Rzeczywisty byt nie podlega żadnym zmianom, jest bezwymiarowy, nieskończony i bezczasowy. Przykładem może tu znowu być statek kosmiczny napędzany emisją światła. W miarę przyrostu jego prędkości, czas i przestrzeń kurczy się tyko dla niego, a Wszechświat jest niezmienny, nieograniczony i nieruchomy. W miarę zwalniania pędu tego statku, czas, przestrzeń i tym samym cały Wszechświat, będzie dla niego powiększał się. Można to zaobserwować także tu na Ziemi, w czasie jazdy samochodem autostradą W miarę przyspieszania jazdy autostrada w naszym postrzeganiu zwęża się. Przy szybkości 250km/h czteropasmowa autostrada wydaje nam się wąska jak jednopasmowa jezdnia. I odwrotnie, przy gwałtownym zwalnianiu szybkości jazdy, jezdnia nagle poszerza się, stwarzając jeszcze przed zatrzymaniem się iluzję jazdy do tyłu. Miał rację Einstein, że Wszechświat jest statyczny, jego zmienność występuje tylko w funkcji prędkości ruchu obserwatora. Zmiana jego stanowiska w tym względzie nastąpiła  pod wpływem błędnych poglądów w nauce zapoczątkowanych odkryciem Hubble’a. Wracając  do statku kosmicznego napędzanego emisją światła, to w rzeczywistości w jakiej znajdujemy się, może on zwolnić pęd do stanu względnego spoczynku, tzn. może osiągnąć stan bezruchu w odniesieniu do większego układu, w którym znajduje się. Jest to obecnie, dla niego, granica zwalniania pędu, którą zmienić może jedynie cały układ, w którym znajduje się, np. galaktyka, ale w ostatecznym rozrachunku zależeć to będzie od całego Wszechświata. Przestrzeń i jej mierzalność może zaistnieć tylko w warunkach iluzji ruchu, spowodowanego pojawianiem się i znikaniem kwantów energii w różnej konfiguracji przestrzennej. Iluzja tego ruchu może być doświadczana w granicach prędkości światła. Zatem, postrzegalny Kosmos zaczyna się od światła, jako pierwszej i jedynej postaci widzialnego świata. Całą resztę form materialnych możemy obserwować poniżej prędkości „C”. Nasze istnienie, razem z naszymi zdolnościami myślenia i świadomości, zachodzi w określonym przedziale ruchu poniżej prędkości światła. Poza tym przedziałem nasz Wszechświat wraz z nami nie istnieje. Oznacza to, że warunkiem postrzegania przestrzennego świata materialnego jest znajdowanie się obserwatora w jakimś układzie ruchu. Od ruchu tego układu zależy jaki świat będzie mu się jawił. W warunkach bezwzględnego spoczynku obserwator znajdzie się w nieskończonym, nieruchomym, niepostrzegalnym, bezczasowym i jednolitym bycie, w którym niestety, nie mógłby zaistnieć, nie tylko obserwator, ale nawet bezwymiarowy punkt, który miałby wybuchnąć Wszechświatem. Stałby się tym, czym jest po przekroczeniu  prędkości „C” – bytem Parmenidesa. W teorii W.W. byłby to stan przed pojawieniem się nieskończenie małego punktu.
Naukowo stwierdzone zostało, że galaktyka Andromedy zbliża się do naszej galaktyki z prędkością ok. 100km/sek. Może to oznaczać, że nasz Układ Słoneczny poddany jest znacznie przyspieszonemu ruchowi na obrzeżu naszej wirującej galaktyki, której ramiona rozciągają się wskutek tego przyspieszenia. Podróżując w Kosmosie razem z całym Układem Słonecznym w ruchu przyspieszonym, rzędu kilkuset kilometrów na sekundę, przestrzeń kosmiczna będzie w naszych obserwacjach kurczyć się, podobnie jak kurczy się w odniesieniu do statku kosmicznego, napędzanego emisją światła. Oczywiście kurczenie się przestrzeni w funkcji prędkości naszej podróży dotyczy całego Kosmosu, a nie tylko przestrzeni między naszą i sąsiednią galaktyką. Tyle tylko, że kurczenie się przestrzeni między naszą i najbliższa galaktyką możemy zaobserwować, tych dalszych nie. Natomiast zaobserwowano, że zderzanie się galaktyk jest zjawiskiem dosyć powszechnym w Kosmosie. Co ciekawe, zderzenia te są bezkolizyjne i nic dziwnego, bo w tym samym czasie dla obserwatora znajdującego się w spowalniającym układzie ruchu, te same galaktyki będą się rozchodziły, a nie zderzały. Zatem zmienność tej iluzji występuje w zależności od wielkości ruchu w jakim znajduje się obserwator. Przy czym w naszych obserwacjach kurczeniu podlega przestrzeń między galaktykami, same galaktyki mogą jawić się jako rozszerzające lub kurczące się ponieważ podlegają one własnemu, odrębnemu ruchowi wirowemu, który powoduje zmiany ich kształtu i wielkości. Kurczenie lub rozszerzanie się Wszechświata będzie jawiło się w naszych obserwacjach w zależności od prędkości podróży w Kosmosie naszego Słońca wraz z obserwatorami na jednej z jego planet.    
Iluzja postrzegania kurczącego się Wszechświata dowodzi, ze znajdujemy się w układzie przyspieszonego ruchu. Nie będzie to trwało wiecznie. Zmiana prędkości naszego ruchu jest nieunikniona i w zależności od tego czy będzie przyspieszony czy zwalniający, Kosmos, w naszych obserwacjach, będzie się kurczył lub rozszerzał. Należy tu zwrócić uwagę, że dla obserwatora znajdującego się w jakimś układzie ruchu, cała sfera przestrzeni kosmicznej będzie się kurczyć lub powiększać od lub do miejsca, w którym znajduje się obserwator, tak jak by znajdował się w centrum Wszechświata.
Oczywiście taka wizja świata jest możliwa przy założeniu, iż szczególna teoria względności jest poprawna, prawdziwa.  
Można mieć jedynie zastrzeżenie do twierdzenia, że zgodnie z tą teorią żadna materia nie może osiągnąć prędkości światła bo zanim by to nastąpiło, to jej masa osiągnęłaby wartość nieskończoną. Wynika tak z teoretycznych wyliczeń i tylko teoretycznie materia osiągnęłaby nieskończoną masę. Błąd polega na tym, że w wyliczeniach tych przyjmuje się masę jako wartość wyjściową niezmienną w swej istocie. Wyliczenia ograniczają się tylko do naliczania przyrostu masy, pomijając jej zmianę w postać falową, z definicji pozbawioną masy. Najlepszym dowodem, że materia może osiągnąć prędkość światła, jest właśnie światło, które jest niczym innym jak materią przetworzoną w Słońcu w postać falową światła. Każda materia może osiągnąć prędkość „C”, ponieważ zwiększanie jej prędkości wymaga energii, która zmieni jej postać korpuskularną w falową, zanim jej masa osiągnie znaczny przyrost. Potwierdzone to zostało w doświadczeniu przeprowadzonym przez Weelera, w którym elektron zmieniał postać korpuskularną w falową, a następnie przyjął postać cząstki, bez wielkiego nakładu energii. W procesie zwalniania pędu, falowe kwanty tracą energię i przyjmują postać cząsteczek posiadających masę i tym samym grawitację. Ale nie znaczy to wcale, że Wszechświat może nagle zniknąć, bowiem, może to zaistnieć jedynie dla obiektu , który osiąga prędkość światła. Stanie się wówczas światłem, ale wszechświat nie strzaśnie się z tego powodu do bezwymiarowego punktu, będzie w dalszym ciągu dla obiektu zwalniającego pęd powiększał się, a dla przyspieszającego pęd, pomniejszał się. Jak już wcześniej tu wspomniano, nie ma takiej energii, która mogłaby rozpędzić Wszechświat do prędkości światła „C”. Zresztą dokąd miałby pędzić Wszechświat? Takie zjawisko mogłoby zaistnieć tylko fragmentarycznie.  Roger Penrose i Stephen Hawking pokazali, iż z ogólnej teorii względności wynika, że Wszechświat musiał mieć początek no i siłą rzeczy musi w przyszłości mieć koniec. Wydaje się to nawet logiczne, bo skoro materia po przekroczeniu prędkości światła znika z naszego postrzegania, to jest oczywiste, że na tej samej zasadzie pojawia się. Może to jednak dotyczyć materii jako takiej, na poziomie elementarnym, a nie całego Wszechświata jednocześnie. Proces ten trwa na bieżąco i bez przerwy.
Ale to właśnie, między innymi, w wykładach prof. Stephena Hawkinga zawarte są przesłanki przedstawionego pojmowania Wszechświata.

PODSUMOWANIE

Od zarania dziejów ludzie szukali odpowiedzi na pytanie – czym jest materia. Poszukiwali odpowiedzi jednoznacznej, pełnej i wyczerpującej istotę materii. Tymczasem odpowiedzi były różne i często sprzeczne, ale nie znaczy to, że były błędne. Chodzi o to, że istota materii była definiowana na różnych poziomach jej występowania i z tego względu definicje te różniły się, a nawet były krańcowo sprzeczne. Przykładem mogą tu być różniące się opisy wypełniającej Wszechświat materii, przedstawione przez Parmenidesa, Heraklita, i Demokryta.
 Heraklit zdefiniował materię zorganizowaną w struktury pierwiastków, podlegającą prawom fizyki, w czasie i w przestrzeni. Twierdził, że wszystko płynie w nieustannym ruchu i zmienia się w nowe formy, w ogniu walki przeciwieństw. Właściwie jego definicja dotyczy, w dużym uproszczeniu  zasady działania praw fizyki w świecie materii i nie jest błędna.
Demokryt zdefiniował materię w czasie i przestrzeni na poziomie cząstek elementarnych, nie podlegającym działaniu praw fizyki. Demokryt twierdził, że materia składa się z jednorodnych cząsteczek, nie dzielących się na mniejsze. Różnorodność materii występuje wskutek ilościowego łączenia się tych cząstek w różne konfiguracje. Również Demokryt nie mylił się, przynajmniej na obecnym poziomie wiedzy można tak twierdzić. Materia składa się z kwarków nie podlegających podziałowi. Proton najprostszego pierwiastka składa się z dwóch kwarków górnych i jednego dolnego, neutron z dwóch dolnych kwarków i jednego górnego. Mamy jądro, do tego dochodzi elektron i mamy pierwiastek wodoru. Wszystkie inne pierwiastki, to tylko ilościowe różnice składowe cząstek, które Demokryt nazwał atomami. Nieporozumieniem jest opinia, że Demokryt mylił się, bo atom dzieli się na mniejsze cząstki składowe. Błąd popełniony został we współczesnej nauce poprzez mianowanie, złożonych i zróżnicowanych, struktur pierwiastków atomem, który z definicji jest niepodzielny. Natomiast  atomy Demokryta przyjęły w dzisiejszej nauce nazwę kwantów.
 Najgłębiej w materię wniknął Parmenides. Zdefiniował materię jako nieskończony, bezczasowy  byt, nie podlegający zmianom i ruchowi, na poziomie, w którym nie działają prawa fizyki i nie ma żadnych punktów odniesienia, które mogłyby wyznaczyć czas i przestrzeń. Postrzegana przez nas materia jest zmienną i nietrwałą projekcją wywodzącą się z nieskończonego, nieruchomego bezczasowego bytu (energii). Również Parmenides nie mylił się. We współczesnej nauce materia została zbadana do poziomu kwantowego, w którym prawa fizyki nie działają. W świecie nauki przyjmuje się już istnienie hipotetycznej energii wypełniającej Wszechświat, bez której świat który widzimy nie mógłby istnieć. Obecnie taką rolę pełni pole Higgs’a. Przypisuje się temu polu zdolność nadawania masy cząstkom materii (bozon Higgs’a).
Nawet obecnie nie dostrzega się spójności wyżej przedstawionych definicji materii, tylko postrzega się je odrębnie i uznaje się którąś z nich, lub nie uznaje się. Idea znalezienia jednoznacznej i wyczerpującej odpowiedzi na pytanie czym jest materia nie zmieniła się, jest wciąż taka sama jak przed wiekami.
Na powyższym przykładzie widać, że ta sama materia może być definiowana odmiennie w zależności od głębokości jej badania i to powoduje, że definicje te różnią się. 
Jak dotąd, istotę materii najgłębiej zdefiniował Parmenides. Jego określenie bytu znajduje potwierdzenie w szczególnej teorii względności, według której czas i przestrzeń mogą być zredukowane do zera w funkcji prędkości światła.   

A.M.